wtorek, 29 lipca 2014

16. Nakazy i zakazy.

Do gabinetu wbiega mała dziewczynka, która od razu wskakuje w ramiona Harry'ego. Ma brązowe włosy, zielone oczy, około 4. lat. On unosi ją do góry, a ona przytula go mocno wokół szyi rękoma. W dłoni trzyma małą, pluszową zabawkę zebrę, którą bezładnie wymachuje. Jego uśmiech poszerza się widząc ją. Dziewczynka jest tak samo szczęśliwa, jak on, chichocze cicho pod nosem. Wygląda na to, że są bardzo blisko siebie. Darzą się jakimś uczuciem, wydają się być szczęśliwi z tego, że są obok siebie
- Cześć, Jamie. Gdzie mama? - dziewczynka odkręca głowę i wzrok kieruje na drzwi, paluszkiem pokazuje kobietę, która przed chwilą weszła do środka. Blondynka, nieco wyższa ode mnie, błękitne oczy, około 26. lat. Uśmiech też gości na jej twarzy
- Cześć, Harry. Miło cię znów widzieć, tęskniłyśmy. Wcale nie masz czasu. - wita się z nim lekkim całusem w policzek. Splatam dłonie z tyłu za plecami nie widząc, jak mam się w tej chwili zachowywać. Mam wyjść, czy zostać tutaj? Wydają się mnie nie zauważać, więc lepiej nie będę im przeszkadzała. Nie powinnam przeszkadzać. To pewnie znajomi lub rodzina Harry'ego, nie powinnam przeszkadzać im w ich spotkaniu  - Jestem Amanda. Miło cię poznać. - wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą od razu uścisnęłam. Posłałam jej ciepły uśmiech, przez co uśmiech na jej twarzy pogłębił się jeszcze bardziej, niż mój
- Mercedes. Asystentka. - wydaje się być miłą kobietą, nie zarozumiałą, wydaje się być całkiem w porządku, jak na pierwsze wrażenie - Pójdę do Tori, akurat zbliża się moja przerwa. - kieruję te słowa do Harry'ego. Kiwa głową na znak, że usłyszał moje słowa. Podeszłam do drzwi, nacisnęłam na klamkę, by wyjść, po czym opuściłam gabinet. Oparłam się o ścianę. Jego spojrzenie było nieco zdezorientowane, zdenerwowane, jakby nadal nie mógł otrząsnąć się z tego, co przed chwilą pomiędzy nami zaszło. Nie dziwię się jego zachowaniu, ponieważ pocałowaliśmy się już drugi raz. Asystentka całowała się ze swoim szefem po raz drugi. Jednak to nie był taki sobie zwykły pocałunek. To było coś delikatnego, przyjemnego. Czułam się, jakbym była pod wpływem jakiegoś narkotyku. Wcale nie chciałam tego przerywać, ale właśnie tym bardziej powinnam do tego nie dopuścić. W każdej chwili mogli wejść do gabinetu bez pukania i zastaliby nas całujących się. Nawet boję się o tym pomyśleć, a co dopiero przeżyć na własnej skórze. Przez nasze zachowanie z dnia na dzień coraz bardziej narażamy się na kłopoty. Jesteśmy zbyt blisko siebie, niż powinniśmy tak wobec siebie postępować. On nie chce żadnych plotek na swój temat, ani nie chce stracić swojej pozycji, a ja nie mam ochoty się nikomu tłumaczyć z tego, że ktoś przyłapał mnie ze swoim szefem i nie chcę stracić tej pracy. Nie powinnam się do niego zbliżać, pozwalać na takie wykroczenia, na jego dotykanie. To nie może się tak ciągnąć w ten sposób. Przyszłam pracować, a zamiast tego wyprawiam jakieś cyrki ze swoim własnym szefem. Łączy nas tylko praca, nic poza tym. Codziennie boję się o to, że ktoś może nas przyłapać. Znam tego konsekwencje. Jednakże nie tylko ja powinnam się tym martwić. To także jego wina. Zbyt często zbliża się do mnie, przez co mam wyrzuty sumienia z tego, co robię z nim i nawet nie robię nic w tym kierunku, by go powstrzymać. Najzwyczajniej w świecie pozwalam na to, bo podoba mi się to. Jego zachowanie jest bezczelnie, jednak jednocześnie bardzo pociągające. Nie chcę stracić tej pracy, a tym bardziej zostać z niej wywalona w taki sposób. Dlaczego w kółko powtarzam o tym, co powinnam, a czego nie powinnam? Dlaczego ciągle powtarzam sobie, że nie powinnam romansować z szefem? Jeśli będę sobie to powtarzała, to może w końcu dotrze to do mnie jak mam zapobiegać takim rzeczom. Takie zachowanie nie powinno być tolerowane, a tym bardziej akceptowane przez nikogo. Postanowiłam sobie to i będę się tego trzymała póki tutaj pracuję, albo spotkam się z poważnymi konsekwencjami, jakie mogą mnie spotkać w tej pracy
- Mercedes? - z moich rozmyślań wyrwał zaniepokojony mnie głos Tori - Wszystko w porządku? - spytała z lekką troską w głosie
- Tak, w porządku. - odpowiedziałam nie patrząc na nią - Zamyśliłam się tylko trochę. - uśmiechnęłam się, by wyszło wiarygodnie, jednak mój uśmiech nie jest tak dobry. Nigdy nie chodziłam na żadne zajęcia aktorskie, ani nie jestem zbyt dobrą aktorką
- Widać, że coś się dzieje. Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć. - uniosłam wzrok ku górze, na nią. Westchnęłam głośno, po czym odepchnęłam się od ściany i usiadłam niedaleko niej za ladą - Więc, co się dzieje, że jesteś wciąż taka zamyślona? Nie często widzę cię uśmiechniętą, jakby cały czas boisz się o coś. Wyglądasz, jakbyś cały czas o czymś myślała, co cię trapi. Jakby boisz się czegoś poważnego. Czy pan Styles zrobił ci coś, że tak się zachowujesz? - zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy, nie mogę jej powiedzieć o tym wszystkim, co się między nami zdarzyło. Może zmienić o mnie swoje zdanie, chociaż sama do tego prowadzę. Nie chcę stracić jej zaufania, ani nie chcę w jej oczach być osobą, która leci na pieniądze i wygląd swojego szefa
- Pan Styles trzyma się ode mnie z daleka, jak przystało na asystentkę i szefa. Po prostu jestem zamyślona pracą.
- Dlaczego mam wrażenie, że chodzi tutaj o kogoś innego? Na przykład Will'a? - na moje policzki niespodziewanie wkradły się rumieńce, mimowolnie uśmiechnęłam się delikatnie, jednak spuściłam nieco głowę, by nie było widać mojego pojawiającego się uśmiechu - Czyli mam rację. Rumienisz się, gdy tylko ktoś wspomina o nim. Nie ukryjesz tego. - westchnęłam cicho
- Jestem po prostu zamyślona pracą i tym, jak bardzo nie chcę jej stracić. To dla mnie bardzo ważne i nie chcę tego zepsuć. - zrobiłam pauzę - A tak w zasadzie, to kim jest ta kobieta, która teraz jest u Styles'a z tym dzieckiem? - zaczęłam w skupieniu przypatrywać się Tori, przygryzłam lekko wargę i zniecierpliwiona na jej odpowiedź zaczęłam lekko kołysać się na krześle
- Ta dziewczynka to jest chrześnica pana Styles'a. - skinęłam ruchem głowy na znak, że doszły do mnie jej słowa. Tak właściwie, to nie powinnam się tym interesować. To jego życie prywatne. Nagle drzwi od gabinetu Harry'ego otworzyły się i wyszła z nich Amanda, wraz z małą dziewczynką. Zaraz za nimi wychodzi Harry. Obydwoje są uśmiechnięci, wyglądają, jak dobrzy przyjaciele
- Miło było was znów widzieć. Do zobaczenia, mam nadzieję, że niedługo. - pożegnali się, po czym skierowały się do windy, by spokojnie wyjść z biura. Popatrzyłam na Harry'ego. Jego uśmiech od razu pomniejszył się, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały. Ruchem głowy wskazał, żebym weszła za nim do jego gabinetu. Wstałam ze swojego miejsca, po czym skierowałam się do środka. Weszłam do środka. Harry stoi oparty o biurko, ręce ma splecione na piersi, patrzy na podłogę - Podejdź. - polecił. Zrobiłam to, co powiedział. Stoję przed nim, jednak zachowuję odpowiednią odległość między naszymi ciałami, nie chcę, by ktoś znów niespodziewanie wszedł tutaj i przyłapał nas. Ta osoba mogłaby szybko rozproszyć tę wiadomość o naszych relacjach
- Chciał pan coś konkretnego mi przekazać, albo mam coś zrobić? - spytałam przerywając niezręczną ciszę w pomieszczeniu
- To, co się stało między naszą dwójką, nim przyszły ... - zanim dokończy, przerywam my szybkim, zdenerwowanym głosem
- To nic nie znaczyło. Proszę się nie martwić. - skinął, jakby zawiedziony w odpowiedzi na moje słowa. Widzę na jego twarzy rozczarowanie, jakby nie chce zaakceptować moich słów. Jakby to, co powiedziałam zraniło go - Muszę przyznać, że ma pan śliczną chrześnicę. - kącik jego ust lekko powędrował ku górze, westchnął cicho, delikatny uśmiech formuje się na jego twarzy
- Dziękuję. - i znowu ta niezręczna cisza pomiędzy nami. Ustałam obok niego opierając się o biurko, splotłam ręce na piersi
- Wygląda pan na szczęśliwego, gdy w pobliżu są jakieś dzieci. - czuję jego wzrok na sobie, jednak nie patrzę na niego - Zastanawiał się pan kiedyś nad własnym? Oczywiście nie mówię nic, żeby pan miał. To pańskie życie prywatne, więc nie chcę się w nie zbytnio wtrącać. - zachichotał pod wpływem mojej wypowiedzi, pod jego wpływem sama uśmiechnęłam się niepewnie
- Uwielbiam dzieci, ale teraz wizja własnego trochę mnie przytłacza. Mam zbyt dużo pracy, więc nie widziałbym go zbyt często. Przez swoją pracę zaniedbałby je, a tego najbardziej bym nie chciał. Nie chcę, by moje dziecko dorastało bez ojca. - przytaknęłam
- Wizja własnego dziecka teraz jest trochę przytłaczająca. Chciałabym mieć je kiedyś, ale teraz jestem zbyt zajęta swoją pracą i dążeniem do swojego wymarzonego celu, którym jest rozwinięcie swoich zdolności. Nie miałabym nawet czasu się nim zajmować. - westchnęłam głośno - Jeśli nie pracowałby pan tak ciężko, to chciałby pan mieć je teraz? - patrzymy sobie w inaczej oczy, to spojrzenie jest bardziej przyjazne, jakby jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, którzy rozmawiają od serca, to zupełnie inne spojrzenie
- Z pewnością chciałbym. - zamilkł na chwilę, jednak tym razem to ja przerywam tę ciszę
- Mam aktualnie przerwę, więc jeśli pozwolisz, to pójdę wypić kawę. - kiwnął głową w odpowiedzi. Odepchnęłam się od biurka. Podeszłam do drzwi, nacisnęłam na klamkę, by wyjść z gabinetu. Kieruję się do biurowej restauracji, w której zawsze jest świetna, świeża kawa, którą uwielbiam. Idąc nie patrzę pod swoje nogi, tylko na swoje splecione ręce. Widziałam jego reakcję na moje zaprzeczenie na temat pocałunku. Nie był z tego zbytnio zadowolony. Nie rozumiem jego zachowania. Skoro chce wskoczyć mi do łóżka, to absolutnie nie ma mowy. Nie prześpię się ze swoim szefem, to nie może tak wyglądać. Mamy ze sobą pracować. Z drugiej strony Harry jest dość tajemniczy, pociągający i seksowny. Ma dwie strony, które zdążyłam poznać. Z każdym kolejnym dniem chciałabym wiedzieć o nim coraz więcej. To doprowadza mnie do kłopotów. Chciałabym móc go całować, jednak wiem, że nie mogę. Jego usta wprawiają mnie w osłupienie, niezwykłą przyjemność z pocałunku. Z każdym kolejnym dniem między nami tworzy się coś nowego. Żadne z nas nie ma zamiaru ustępować, jesteśmy jak dwa ostatnie walczące między sobą konie, które w wyścigu walczą o wygraną. Nasza pewność siebie przeszkadza nam, podobnie, jak mój cięty język, nad którym nie mogę zapanować. Idąc tak nie patrzę na obraz przede mną, tym samym wpadam z impetem na kogoś silniejszego ode mnie
- Przepraszam. - oddalam się na kilka centymetrów, by popatrzeć na osobę znajdującą się przede mną, na którą przez moją nieuwagę wpadłam. Osoba, na którą wpadłam to Will, uśmiecha się rozbawiony moją niezdarną stroną, którą teraz doświadczył
- Dlaczego nigdy nie patrzysz pod swoje nogi i zwykle wpadasz na mnie? - uśmiecha się szeroko na mój widok
- Zamyśliłam się trochę, jak zwykle. - w pewnej chwili do naszych uszu dociera głośniejsze odchrząknięcie. Odruchowo odkręcamy głowy. W naszą stronę idzie Harry. Nie patrzy na nas, bo wzrok ma wlepiony w dokumenty, które trzyma w dłoniach. Z impetem uderzają w siebie barkami. Harry unosi wściekły wzrok na niego. Przybierają pewne siebie pozy, by wystraszyć siebie nawzajem
- Mógłbyś uważać, jak chodzisz. - Will od razu rozpoczyna zaczepki słowne, które kierują w swoją stronę, tym samym rozpoczynają niemałą awanturę. Oddalam się od nich na krok, nie chcę oberwać, gdy tylko dojdzie do konfrontacji
- A ty mógłbyś zejść mi z drogi, gdy idę. Mówiłem ci już, że masz się odnosić do mnie z szacunkiem. - atakują siebie spojrzeniami, które z pewnością mogłyby zabić niejedną osobę, nawet mnie - Tymczasem śmiesz mi prawić jakieś kazania.
- Z pewnością mógłbym powiedzieć to samo o tobie. Pracuję tutaj ze względu na pracę, bo z szefem nie wytrzymałbym psychicznie. Dziwię się Mercedes, skoro wytrzymuje z tobą. - zakpił sobie z niego, nie mam zamiaru uczestniczyć w tej szopce
- Mercedes na pewno woli mnie. - zszokowana jego wypowiedzią momentalnie prostuję się i patrzę na niego zdziwiona
- A skąd u ciebie taka pewność? - niemal stykają się klatkami piersiowymi, są gotowi do konfrontacji między sobą
- Nie raz krzyczała moje imię z rozkoszy, więc jestem tego pewien. - zszokowana jego słowami zachłysnęłam się powietrzem Wydaje się być dumny z tego, co przed chwilą powiedział - Mercedes może ci to potwierdzić. - ich wzrok pada na mnie
- Okłamałaś mnie. Nawet nie zaprzeczyłaś. - jestem tak zszokowana, że nie potrafię wypowiedzieć ani słowa
- Will, to wszystko, to .. - zanim dokańczam zdanie, on cofa się i szybko odchodzi - Will, poczekaj! - krzyczę do niego, jednak on przyspiesza kroku i już po chwili znika z naszego pola widzenia - Jesteś zadowolony?! - krzyczę na niego
- Skoro nie mogę cię mieć, nikt nie będzie cię miał, zrozum to. - wyszeptał seksownym głosem, przez który mogłabym się rozpłynąć, jednak to nie chwila na to. Podrywam się do szybkiego biegu, by jakoś go dogonić. Muszę z nim porozmawiać, nie chcę, by nasze relacje zostały tak szybko zniszczone przez jedno kłamstwo.
Nie zastałam go w jego biurze, musiał wyjść. Jak najszybciej potrafiłam przyjechałam do jego domu. Zaparkowałam samochód na chodniku i jak burza wybiegłam z niego kierując się do domu Will'a. Pukam mocno w drewnianą powłokę. Po dłuższej chwili drzwi otwierają się, a w progu staje zdenerwowany blondyn. Kiedy widzi mnie, chce zamknąć drzwi, jednak zatrzymuję je ręką
- Proszę, porozmawiajmy. - mówię zdesperowanym głosem pełnym obaw, że nie będzie chciał mnie wysłuchać
- Nie ma tutaj czego wyjaśniać. Przespałaś się z własnym szefem, a mnie oszukałaś. - wzdycham głośno, muszę mu to wyjaśnić
- Proszę, zależy mi na tym. Chcę ci wszystko wytłumaczyć. - w moich oczach pojawiają się łzy, więc wpuszcza mnie do środka. Wchodzimy do salonu. Od razu zaczynam swój długi monolog - Styles okłamał cię, byś w końcu się ode mnie odczepił. Nie chce, żebyśmy się spotykali. Był wściekły na mnie, gdy dowiedział się o tym, że pocałowaliśmy się. Powiedział to, żebyś zrobił to, co zrobiłeś przed chwilą. Proszę, zależy mi na tobie. Nie chcę cię stracić. - mówię jeszcze bardziej zdesperowanym głosem
- Udowodnij to. Udowodnij, że nie chcesz mnie stracić. - podchodzi do mnie bliżej. Chwyta za moje policzki i przybliża swoją twarz do mojej, by złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.

~*~

Will opada bezwładnie z mojego ciała obok mnie. Nadzy dyszymy z przyjemności, jaką przed chwilą przeżyliśmy. Zrobiliśmy to w najmniej odpowiednim momencie. Będę miała kłopoty, jeśli Styles się o tym dowie. Już mogę sobie wyobrazić jego wściekłość.
 
 
 
______________________________________
 
Możecie sobie już wyobrażać wściekłość Styles'a :)
Kolejny rozdział pojawi się w niedzielę lub ewentualnie w sobotę :)

Mogę liczyć na chociaż 25 komentarzy? :)

czwartek, 24 lipca 2014

15. Dotyk, jako określenie narkotyku.

Harry uniósł mnie tak, bym oplotła nogi wokół jego pasa. Złapał za moje pośladki, by móc mnie trzymać, żebym nie wyślizgnęła mu się z rąk. Rękoma owinęłam jego szyję, aby pomóc mu w utrzymaniu mojego ciała. Namiętnie złączył nasze usta w pocałunku. Kieruje się do sypialni. Tam kładzie nas na łóżku. Dystans między nami jest na tyle zmniejszony, że nawet kartka papieru nie zostałaby włożona pomiędzy nasze ciała. Spragniony mojego ciała dłońmi dobiera się przez uda do krocza. Traktuje mnie, jak chce, co doprowadza mnie do szaleństwa. Mocno ciągnie za materiał bielizny, by ściągnąć je. Rozpina rozporek, by uwolnić swojego kolegę. Widząc jego okazałego członka moje podniecenie wzrasta. Bez uczuciowo wsuwa go we mnie powodując głośniejsze jęknięcie. Porusza się gwałtownie dając mi większą przyjemność. Czuję się spełniona mając go
- Nadal uważasz, że Will jest lepszy ode mnie?
~*~
Ta noc była inna, niż wszystkie razem wzięte od kiedy zaczęłam pracować w Styles Corporation. Tamte noce były spokojne, z łatwością udawało mi się zasnąć, nie miałam żadnych problemów z zamknięciem oczu. Ta poprzednia zmieniła wszystko. Mianowicie chodzi o mój sen, który sam mnie zaskoczył. Śnił mi się Harry, uprawialiśmy razem wspaniały seks. Ku mojemu zaskoczeniu podobało mi się, pragnęłam go bardziej, niż wody w upalne dni. Rankiem obudziłam się niezwykle wypoczęta, gotowa, by wziąć się do pracy. Nie potrafię znaleźć odpowiedniego określania lub wyjaśnienia, co do tej sytuacji. Czułam się niezwykle dobrze, jakbym dostała drugie życie. Określam ten sen, jako wspaniały. Nie potrafię tego wyjaśnić. Dlaczego obudziłam się taka wypoczęta? Dlaczego podobało mi się? Dlaczego śniło mi się 'to' z nim w roli głównej? Co sprawiło, że śnił mi się on? Dlaczego akurat 'to'? Drzwi windy rozsuwają się, a ja wchodzę na swoje piętro. Witam się z Tori uśmiechem. Jak zwykle wygląda, jakby ktoś wlał w nią kilka litrów szczęścia. Codziennie widzę ją uśmiechniętą, pełną życia, mimo, że pracuje tutaj. Warunki nie są takie złe, jednak gdy widzę, jak szef traktuje pracowników, mam wrażenie, że to jego zabawki. Zanim naciskam na klamkę, by otworzyć drzwi słyszę wołanie swojego imienia. Odwracam się do osoby, która wypowiedziała moje imię. W moją stronę idzie uśmiechnięty Will
- Dzień dobry, Mercedes. - Will jest naprawdę uroczy, mogłabym codziennie podziwiać jego piękny uśmiech, przez który miękną mi kolana, jakby tego było mało jest szalenie przystojny, to powinno być karane - Dobrze bawiłem się wczoraj przynajmniej przez te pół godziny. - zachichotał uroczo - Mam nadzieję, że ty też dobrze się czułaś i bawiłaś się w moim towarzystwie? 
- Tak, jednak deszcz wszystko popsuł. Na dodatek musiałam wrócić do biura, załatwić pewną sprawę z panem Styles'em. - westchnęłam cicho - Gdyby deszcz nam nie przeszkodził, to jestem pewna, że bawilibyśmy się świetnie w swoim towarzystwie.
- Z pewnością. Najbardziej jednak podobało mi się zakończenie wczorajszego wieczoru. - na moje policzki niespodziewanie wkradły się rumieńce. Pocałował mnie wczoraj. To był dobry pocałunek, jednak to nie było to samo, co pocałunek z ...
- Mercedes! - dotarł do nas surowy głos Harry'ego. Idzie w naszym kierunku  z jakimiś dokumentami - Zapraszam do gabinetu. - jego głos jest surowszy, niż kiedykolwiek. Nie muszę nawet zgadywać, co jest powodem jego rozdrażnienia. Otwiera drzwi, bym weszła do gabinetu. Żegnam się z Will'em lekkim uśmiechem, po czym wchodzę do środka, zaraz za mną wchodzi Harry
- Dzień dobry, tak w zasadzie. - siada za swoim biurkiem. Nawet nie poświęca mi przelotnego spojrzenia. Nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi, czy spojrzenia. Zajmuje się porządkowaniem dokumentów. Nie słucha, co do niego mówię - Stało się coś?
- Skoro ty mnie lekceważysz, to ja będę lekceważył ciebie. - marszczę brwi nie wiedząc, o co mu chodzi. Nic nie odpowiadam, więc kontynuuje swoje 'kazanie' - Podpowiem ci, że chodzi o wczorajszy wieczór, skarbie. - przedrzeźnia mój ton głosu, co wczoraj
- Nie powinno cię to interesować, czy spotykam się z Willem, czy nie. - mówię pewna siebie, przybieram pewniejszą pozę pokazując, że nie ma nade mną żadnej kontroli. Wstaje od swojego biurka i podchodzi do mnie, splata ręce na swojej piersi
- Po raz kolejny powtarzam ci i nie zamierzam więcej, że nie chcę, byś spotykała się z nim. - mówi poważnym i surowym głosem
- Ja ci nie mówię z kim masz spotykać się, a z kim nie! - odpyskowuję mu głośniejszym tonem, by pokazać swoją siłę
- Jestem twoim szefem i nie życzę sobie żebyś romansowała z pracownikiem! - atakujemy się morderczymi spojrzeniami
- Jesteś moim szefem, a nie ojcem! Zajmij się swoim życiem i nie wpieprzaj się do mojego! - w pewnej chwili ktoś zaczyna pukać do drzwi. Oddalam się od niego, by 'przypadkiem' nie zabić go, bo sytuacja mnie do tego zmusza, więc nie będę się zastanawiać
- Proszę! - krzyczy, by osoba za drzwiami mogła wejść do środka. Drzwi otwierają się, a do gabinetu wchodzi Tori
- Przyszedł do pana jakiś mężczyzna i chce się z panem pilnie widzieć. - mówi ostrożnie, by nie zdenerwować go swoim tonem
- Dobrze, powiedz, że zaraz przyjdę. - skinęła głową w odpowiedzi, po czym wyszła - Nie myśl, że skończyliśmy. - kieruje się do drzwi, by wyjść na korytarz do nieznanego mi mężczyzny. Zamyka za sobą mocno drewnianą powłokę. Nie dał mi żadnego zadania, bym nie musiała się nudzić. Nie mam co robić, więc skorzystam z jego nieobecności i pójdę porozmawiać z Will'em. Wymykam się z gabinetu i kieruję do miejsca, w którym mogę go znaleźć. Kieruję się do jego gabinetu, tam na pewno nikt nie będzie nam przeszkadzał, zwłaszcza Harry. Idę korytarzem do wyznaczonego celu. Korytarz jest pusty, więc z pewnością nie natknę się na nikogo. Naciskam na klamkę, by otworzyć drzwi. Widzę go siedzącego za swoim biurkiem. Unosi wzrok, by zobaczyć, kto wszedł do środka jego gabinetu. Zauważając mnie od razu się uśmiech wkrada się na jego twarz
- Można? - kiwa głową w odpowiedzi. Siadam na krześle przed nim, opieram się obydwoma łokciami o drewniane biurko
- Stało się coś, że przychodzisz do mnie? Jeszcze nigdy tutaj nie byłaś, jak do tej pory. Czemu wydaje mi się to podejrzane?
- Powoli zaczynam żałować, że podjęłam się, by pracować tutaj. Zaczynam mieć dosyć swojego szefa. - wzdycham głośno wypuszczając całe powietrze ze swoich płuc na słowa ułożone w zdania, które właśnie wypowiedziałam - Szkoda gadać.
- Gdybyś nie zaczęła tutaj pracować, nie poznałabyś mnie. - łapie za moje dłonie, lekko i delikatnie pociera swoimi kciukami skórę
- Wiesz, to jest jeden z pozytywów pracy tutaj. - uśmiecham się. Czuję w sobie nagłą potrzebę pocałowania go, która jest silniejsza, niż pragnienie wody na pustyni w czasie suszy. Wstaję ze swojego miejsca i podchodzę do niego. On odwraca się do mnie przodem. Siadam okrakiem na jego kolanach. Spragniona jego ustami całuję go. Will łapie za moje pośladku, lekko je ściska, by nie wyjść na to, że chce tego bardziej, niż ja. Wsuwam język do środka jego ust. Początkowo niewinny pocałunek zmienia się w namiętną igraszkę. To silniejsze ode mnie, żebym mogła jakoś nad tym panować. Nagle mój telefon zaczyna wibrować w tylnej kieszeni od mojej spódniczki. Odrywam się od jego ust, wyjmuję telefon z kieszeni i patrzę na ekran
- Pan Styles ma straszne wyczucie czasu. - wzdycham nieco zdenerwowana - Obowiązki wzywają. Muszę iść. - wstaję z jego kolan i kieruję się z powrotem do gabinetu Harry'ego. Cholera, zagalopowałam się odrobinę, jednak nie mogłam się powstrzymać.
Wchodzę do jego gabinetu. Siedzi za swoim biurkiem i porządkuje jakieś dokumenty. Jak zwykle jest skupiony na swojej pracy
- Gdzie byłaś? - pyta zaciekawiony moim wyjściem. Nie mając ochoty stać, siadam spokojnie na wygodnej kanapie
- Byłam u Will'a. - od razu spotykam się z jego jeszcze bardziej rozdrażnionym wzrokiem, nie robi to na mnie zbytniego wrażenia
- Nie stosujesz się do moich zaleceń. - rozsiada się wygodniej na swoim czarnym fotelu, wzrok wlepia w moje oczy
- Mogę się spotykać z kim chcę, a ty nie masz nic do tego. - śmieje się pod wpływem wypowiedzianego przeze mnie zdania
- Grabisz sobie, Williams i to bardzo. Coraz bardziej zachodzisz mi za skórę swoim zachowaniem i niewyparzonym językiem.
- W rzeczy samej, Styles. - odgryzam się mu. Wstaję ze swojego miejsca i podchodzę do niego - Co mam robić? - jestem w pracy dobre pół godziny, a jeszcze nie wykonałam żadnego jego polecenia. W skupieniu zaczyna przypatrywać się moim ustom. Marszczy brwi widząc je. Wstaje i staje obok mnie - Stało się coś? - pytam zdziwiona jego dziwnym zachowaniem
- Twoje usta. Szminka jest rozmazana, jakbyś przed chwilą się całowała. - właśnie w tej chwili mierzę się z jego morderczym spojrzeniem, które przeraża niejednego pracownika - Całowałaś się z nim, prawda? - pyta rozwścieczony
- Nawet jeśli bym się z nim całowałam, to tobie nic do tego. - tego spojrzenia nie zapomnę do końca mojego życia, przeraża mnie
- Całowałaś. Się. Z. Nim. - wysyczał przez mocno zaciśnięte zęby, jego szczęka wyraźnie się zarysowała, a mięśnie napięły
- Nawet jeśli, co to? - chcę usiąść przed jego biurkiem, jednak on ma inne plany. Zaciska dłonie na mojej talii, szybko sadza mnie na biurku. Znajduje się między moimi nogami. Jego twarz jest strasznie blisko mojej. Mierzę się z jego morderczym spojrzeniem
- Odpowiadaj, jeśli zadaję ci pytanie. Całowałaś się z nim? -groźnie wymawia każde słowo skierowane do mojej przerażonej osoby
- Tak, całowałam. - od razu przełknęłam głośno ślinę, jest wściekły, widać po oczach i sposobie w jakim się ze mną obchodzi
- I co? Podobało ci się? Był lepszy może ode mnie? - kiwam przecząco głową, by jeszcze bardziej go nie rozwścieczyć - Może mam ci przypomnieć, kto tutaj rządzi i kogo masz się słuchać? - kiwam ponownie przecząco głową - Może jeszcze chcesz powiedzieć, że jego usta były lepsze od moich, a jego dotyk bardziej cię podniecał? Może to właśnie on bardziej cię podnieca, hm?
- Proszę mnie puścić. - żądam cichym głosem, by czasem nie stracił jakichkolwiek hamulców wobec mnie i nie zrobił mi czegoś
- Chcesz może, żebym puścił cię, żebyś mogła pójść do niego? - kiwam przecząco głową - Ostatni raz to powtórzę, Williams. Ostatni raz toleruję taką sytuację, kiedy nie stosujesz się do moich poleceń, zrozumiano? - kiwam posłusznie twierdząco głową
- Proszę mnie puścić. - żądam kolejny raz cichym głosem - Wolałabym, żeby pan był dalej, niż 2 centymetry. - nie rusza się
- Wiesz, czasami wolałbym, żebyś po prostu siedziała cicho na swoim wyznaczonym miejscu, ale cholernie podoba mi się to, kiedy twój niewyparzony język zachodzi mi za skórę. Mogę wtedy pokazać ci, że nie możesz równać się ze mną. Bo i tak wygram ja.
- Dlaczego mi to robisz? Dlaczego nie poszukasz sobie innej, a mnie nie zostawisz w spokoju? - pytam nieco przerażona
- Ponieważ cholernie mi się podobasz i wkurwia mnie to, że nie mogę cię mieć, jako swojej własności. - przybliżył się do mojego ucha - Naprawdę nie dochodzi do ciebie to, że możesz mieć wszystko, co tylko zechcesz mając mnie? Najdroższe potrawy, samochody, ubrania, życie, jak z bajki, komfort. Wystarczy tylko, że zrobisz, co tylko będę chciał, a będziesz miała wszystko, co zechcesz. - wyszeptał cichym, seksownym głosem. Oddaliłam od niego twarz na kilka centymetrów, by widzieć ją całą
- Uważasz, że jestem tak pusta, lecąc na twój majątek? Myślisz, że nie mam godności? Myślisz, że będę romansowała z szefem, który już i tak zrobił dla mnie dużo, dając mi pracę tutaj na najwyższym stanowisku? - odpycham go od siebie, schodzę z biurka i poprawiam się - Zrozum w końcu, że nie wszystko kręci się wokół pieniędzy i twojej pozycji. Nie jestem taka pusta, jak myślisz.
- Wiesz, gdybym spotkał cię wcześniej, to może myślałbym inaczej, niż teraz. - wzruszył ramionami - Za mało mnie znasz mówiąc, że myślę tylko o swoich pieniądzach i pozycji, na które tak długo pracowałem. Znasz tylko jedną moją stronę.
- Tak? Wydaję mi się, że masz tylko jedną stronę. Tę zepsutą przez arogancję. Popatrz na otaczający cię świat. Pracownicy tutaj boją się ciebie, a ty tylko dokładasz oliwy do ognia swoim zachowaniem. Zobacz ich reakcję na twój widok i napraw to jakoś.
- Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie spotkałem takiej osoby, jak ty. Nie uznajesz tylko pieniędzy, wyglądu, ani nic z tych rzeczy. Widać, że cenisz charakter ponad wszystko. Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu, jednak ktoś nam przeszkadza.
- Masz na myśli Will'a? - kiwa niemal niezauważalnie głową - Zmieniłabym o tobie zdanie i na pewno spędzałabym z tobą więcej czasu, jak koledzy, jednak powstrzymuje mnie coś. - nic nie mówi, więc kontynuuję - Jesteś moim szefem. - widzę, jak ta wiadomość zachęca go do zwolnienia mnie i rozpoczęcia normalnej znajomości - Wiem, że na pewno liczysz na to, byśmy byli kimś więcej, niż tylko szefem i asystentką, jednak nie mogę na to pozwolić, to nie może tak wyglądać, przepraszam.
- Wielka szkoda. - zaciska mocno usta, wzrok spuszcza na podłogę - Naprawdę wielka szkoda. - wypuszcza całe powietrze z płuc. Odwracam się do niego tyłem, jednak niespodziewanie delikatnie mnie zatrzymuje. Odwracam się w jego kierunku. Przysuwa mnie powoli do siebie nadal na mnie nie patrząc. Stoję blisko niego. Dłońmi łapie za moje policzki, jednak powstrzymuję go
- Proszę, nie rób tego, co masz zamiar zrobić. - nie stosuje się do mojej prośby, przysuwa do siebie moją twarz i złącza nasze wargi w delikatnym pocałunku. Delikatność, jaka nas połączyła jest wspaniała. Czuję go blisko siebie, jednak wiem, że muszę natychmiast przestać. Umysł i ciało nie połączyły swoich sił. Ręce zawieszam na jego szyi i przyciągam do siebie jeszcze bliżej. Wiem, że powinnam przestać, ale nie mogę. Rozchyla moje usta, by wprowadzić do nich swój język. Lekko głaszcze podniebienie, dotyka języka. Nowe uczucie doświadczone przez jego osobę. Można powiedzieć, że przytulam się do jego ciała. Tworzymy jedność. To nie to samo, co poprzednim razem. To coś innego. Mocniej oplatam jego szyję rękoma przez co jesteśmy jeszcze bliżej swoich ciał. Napiera na moje ciało, w skutek czego opieram się o drewniane biurko
- Nawet nie mów mi teraz, że chcesz to przerwać. - na chwilę odrywa się od moich ust, by wyszeptać te słowa. Nie mam pojęcia, co właśnie robię w tym momencie. Powinnam natychmiast przestać, jednak nie potrafię tego powstrzymać, nawet nie wiem, czy chcę. Nagle zza drzwi słychać krzyki i śmiech małego dziecka, stukot obcasów o podłogę. Ktoś się zbliża. Niechętnie odrywam się od jego ust i oblizuję własne wargi po cudownym pocałunku, od którego powinnam uciec. Ktoś puka do drzwi, prosi o pozwolenie
- Proszę! - odsuwam się od niego na bezpieczniejszą odległość, podobnie, jak ja, jest zaskoczony tym pocałunkiem. Nagle drzwi otwierają się, a do środka wbiega mała dziewczynka, która od razu wskakuje w ramiona Harry'ego. Jego uśmiech poszerza się widząc ją. Dziewczynka jest tak samo szczęśliwa, jak on.
___________________________________________
Hmm, od tego by tu zacząć ...
Jest mi bardzo przykro, ponieważ straciłam już jakiekolwiek chęci do pisania. Nic mnie do tego nie motywuję. Podjęłam decyzję, że kończę z pisaniem. Nie chcę się męczyć, a później publikować coś, co wcale nie ma sensu i was zawodzić. 
Mam przygotowane rozdziały. Jest ich wspólnie z tymi dodanymi 28. Opublikuję je, chociaż mam co do tego wątpliwości, ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia. Napiszcie czy je chcecie, bo być może wrócę do pisania.
Jednak jest jeszcze jedno 'jednak'.  Nowe pomysły wpadają mi do głowy. Mam wenę, tylko problem z chęciami. Jeśli pojawi się rozdział 29. ( a są na to szanse ) to oznacza, że dalej będą to ciągnęła. Kwestia czasu. Jak na razie pozostaje wersja przedstawiona u góry. Wybaczcie, ale nie wiem, co mam dalej robić. Może to minie, może nie. Nie mam po prostu motywacji do pisania.
Chciałabym jeszcze dodać, że jestem troszeczkę zawiedziona dodawanymi komentarzami. Czytelników jest około 39. ( 24 informowanych + 15 obserwatorów ). Może faktycznie to, co piszę jest beznadziejne, ale trudno, staram się jak mogę :)
Namieszałam trochę...

sobota, 19 lipca 2014

14. Poranne Cappuccino.

Jak mogłam do tego dopuścić? Dlaczego pozwoliłam mu się pocałować? Dlaczego w ogóle nie odsunęłam się w porę, gdy był już blisko? Nawet sama przyciągnęłam go do siebie. Byliśmy naprawdę blisko siebie, bardziej, niż powinniśmy. Powtarzałam sobie ciągle, w każdej chwili, gdy byliśmy bliżej siebie, niż kilka centymetrów, że nigdy nie będę romansowała z szefem, ani nie zbliżę się do niego. Wczoraj zdradziłam samą siebie. Dopuściłam się czegoś, czego nigdy bym o sobie nie pomyślała. Pocałowałam własnego szefa. Co mam o sobie teraz myśleć? Powtarzam sobie coś, a robię na odwrót. Co jeśli będę ciągle powtarzała sobie, że nigdy nie prześpię się z nim, a zrobię na odwrót? Być może dziwnie to zabrzmi, ale w chwili obecnej nie ufam samej sobie. Nie wiem dokładnie, czy nie zrobię czegoś innego, niż sobie to powtarzam. Najgorsze w tym wszystkim było to, że podobało mi się, z każdą chwilą chciałam więcej. Wciąż jestem spragniona jego ust. Czuję się z tym okropnie. Nawet doszło do tego, że wyobraziłam sobie jego mokre usta na mojej skórze. Nie potrafię opanować swoich myśli. To doprowadza mnie do szaleństwa. Teraz wiem, dlaczego Tori nazwała jego 'umiejętności' dobrymi. Niemal zatraciłam się w jego wargach. Mimo, że czułam się wtedy dobrze nie oznacza to, że zmienię swoje zachowanie wobec niego. Nie chcę, byśmy znowu byli blisko siebie. Mam tam pracować, a nie romansować. Jak do tej pory byliśmy bliżej siebie, niż powinna być asystentka ze swoim szefem
- Mercedes? - z moich myśli wyrwał mnie Will. Dziś mam dzień wolny, bo Harry widząc mój stan pozwolił mi opuścić ten dzień w pracy. Wczoraj właśnie umówiłam się z Will'em. Tak, jak zaproponował, przyszliśmy do wesołego miasteczka - Stało się coś?
- Nie, dlaczego pytasz? - odpowiedziałam zbyt szybko, niż planowałam. Pewnie zaniepokoił się moim nieco dziwnym zachowaniem. Od wyjścia z domu prawie wcale go nie słucham. Jestem całkowicie pochłonięta swoimi myślami o wczorajszym zdarzeniu, które wcale nie powinno się wydarzyć i czuję się z tym naprawdę okropnie. Wcale nie może to do mnie dojść, co właśnie zrobiliśmy
- Jesteś jakaś nieobecna. Jeśli stało się coś, to możesz mi o tym powiedzieć. - zatrzymaliśmy się w drodze do diabelskiego młynu
- Wszystko jest w porządku. Nie musisz się o mnie martwić. Mamy spędzić ten wieczór bawiąc się, a nie myśleć o problemach. - cieszę się, że martwi się o mnie, jednak nie mogę mu powiedzieć o tym, co naprawdę mnie trapi. Nie chcę, by pomyślał sobie o mnie coś złego, a całowanie się z szefem nie jest wcale dobre. Wiem, na okrągło dramatyzuję o tym całym romansowaniu z szefem. Ciągle powtarzam, jak bardzo niestosowne jest romansowanie z własnym szefem, ale muszę w końcu stosować się do swoich własnych zasad, które ciągle udaje mi się łamać. Kiedy w końcu nauczę się nie przejmować niektórymi rzeczami?
- Cóż, dobrze. Wchodzimy? - wskazał ruchem dłoni na diabelski młyn. Skinęłam głową w odpowiedzi. Usiedliśmy na fioletowej ławce. Jest to mój ulubiony kolor, więc od razu ją wypatrzyłam. Wieczór jest naprawdę wspaniały. Gwiazdy powoli zapełniają niebo, podobnie i półkolisty, biały księżyc. Słońce dawno zdążyło schować się za horyzontem, by dać miejsce swojemu następcy. Zastępuje je też mrok. Kolorowe światła oświetlają okolicę. Dookoła kręci się mnóstwo ludzi. Zakochane pary, dzieci wraz z rodzicami. Kolejny dowód na to, że uwielbiam wieczory. Wszystko jest wtedy idealne, magiczne. Maszyna ruszyła wprawiając się w ruch. Lekki wiatr otula moje ciało, powiewa włosami. Widok zapiera dech w piersiach, mogłabym być tutaj całą noc
- Podoba ci się? - do moich uszu dotarło pytanie Will'a. Odkręciłam głowę w jego stronę i pokiwałam twierdząco głową
- Tak, jest pięknie. - odkąd tylko wyszliśmy z mojego domu, uśmiech na twarzy Will'a wcale nie zniknął. Ani na minutę. Ma naprawdę piękny uśmiech, na który lubię patrzeć. Nawet nie zdążyłam zauważyć, jak powoli zakochuję się w nim. Miał rację, miłość zawsze zapuka do naszych drzwi nawet, gdy nie będziemy tego chcieli. Will doskonale mnie rozumie, świetnie nam się rozmawia i spędza razem czas ze sobą. Czuję, że na mojej twarzy też mimowolnie pojawia się uśmiech
- Mówiłem ci kiedyś, że masz naprawdę uroczy uśmiech? - na moje policzki automatycznie wkradły się rumieńce
- Dziękuję. Ty też masz uroczy uśmiech. - w pewnej chwili poczułam wibracje w torebce, którą trzymam na kolanach - Przepraszam. - otworzyłam ją, by wyjąć dzwoniący telefon. Wzrok wbiłam w jego ekran. Dzwoni do mnie Harry. Odebrać? Mam przecież dzisiaj dzień wolny od pracy. Nacisnęłam palcem na czerwoną słuchawkę, by odrzucić połączenie. Dobrze zrobiłam?
- Kto dzwonił? - spytał z zaciekawieniem Will. Telefon włożyłam z powrotem do torebki
- Nikt ważny. - odpowiedziałam szybko. Zaczynam mieć odczucie, że źle zrobiłam odrzucając jego połączenie. Pewnie będę miała jutro niemałe kłopoty związane z jego odrzuconym połączeniem. Trzeba było odebrać. Jak na złość zaczął padać deszcz. Duże krople spadają z nieba mocząc nas. Will zdjął swoją kurtkę, którą zasłonił nasze głowy przed zmoknięciem
- Cholera, musiało się rozpadać. - zaśmiałam się z jego wypowiedzi, faktycznie, deszcz wszytko zepsuł
- Wieczór zmarnowany. Trzeba było obejrzeć prognozę pogody. - szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się załamania pogody
- Wiesz, chyba musimy wracać. - ponownie poczułam wibrację w torebce, co oznacza, że dzwoni mój telefon. Wyjęłam go z powrotem, ponownie dzwoni do mnie Harry. Tym razem powinnam odebrać. Pewnie to coś ważnego, skoro dzwoni drugi raz
- Halo? - odebrałam połączenie, przybliżyłam telefon do ucha, żeby móc go dobrze słyszeć przez hałas deszczu
- Mercedes? Dlaczego do cholery nie odbierasz tego cholernego telefonu? - od razu usłyszałam jego zdenerwowany głos
- Teraz zbytnio nie mogę rozmawiać. Jestem na dworze, a w dodatku pada deszcz, ale stało się coś poważnego skoro dzwonisz?
- Za 10 minut oczekuję ciebie w moim gabinecie. Mamy problem. - rozłączył się. Cholera, muszę jechać do biura
- Will, muszę wracać do biura. Właśnie dzwonił do mnie pan Styles. Mamy jakiś problem. - na jego twarzy od razu pojawił się grymas niezadowolenia. Nie jest szczęśliwy z tego, że musimy przełożyć nasze spotkanie na inny termin.
 
~*~
 
Zdenerwowana jego nagłym telefon wbiegłam do jego gabinetu. Siedzi za swoim biurkiem, w dłoniach trzyma jakieś dokumenty
- Musiałeś akurat teraz zadzwonić? Pada deszcz, na dodatek musiałam przerwać swoje spotkanie. - wstał, gdy tylko usłyszał mój zdenerwowany głos - O jaki problem tym razem chodzi? - usiadłam na krześle przed jego biurkiem. Ciężko oddycham, ponieważ chciałam jak najszybciej znaleźć się tutaj, aby dowiedzieć się o jaki problem mu chodzi. Na dodatek mam lekko przemoczone włosy, wraz z ubraniami przez duże krople deszczu, które niespodziewanie nas zaskoczyły swoją nagłą wizytą na zewnątrz
- Zgubiłem gdzieś dokumenty związane ze spotkaniem, na które niedługo jedziemy. Potrzebuję ich, a nie mogę ich znaleźć. Są nam niezmiernie potrzebne. Nie dawałem ci żadnych? - pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi na jego pytanie
- Nie masz ich w domu? - kiwnął przeczącym ruchem głowy - Może są w jakiejś oddzielnej teczce? - wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do szafy, w której zwykle trzyma teczki, dokumenty itp. - A w szafce w biurku sprawdzałeś? Nie mogły się rozpłynąć.
- Przetrząsnąłem cały gabinet w poszukiwaniu ich. Nikomu ich nie dawałem, ani nigdzie nie wkładałem. - zaprzeczył moim słowom
- Nie mogły się tak po prostu rozpłynąć. Muszą gdzieś tutaj być, nie ma innego wyjścia. -podszedł do mnie, by pomóc w szukaniu
- Przeszukałem wszystkie szafki z dokumentami. Nigdzie ich nie mam. - zaraz mi podskoczy ciśnienie, na pewno zgubił je. W pewnej chwili ktoś zaczął pukać do drzwi - Proszę! - krzyknął Harry, by osoba za drzwiami usłyszała i weszła do środka
- Panie Styles, mam dla pana odbite dokumenty związane ze zbliżającym się spotkaniem. - do środka weszła Tori z dokumentami
- Dziękuję. Myślałem, że zgubiłem je. - odetchnął pełną piersią. Odebrał od Tori odbite papiery. Skinęła głową na jego słowa, po czym wyszła z gabinetu - Mamy szczęście. Spotkanie jest już za tydzień, gorzej by było, gdybyśmy ich nie znaleźli.
- Zapomniałeś, że dałeś je jej do odbicia? - zaczęłam się śmiać z tej całej sytuacji - Naprawdę?
- Mam zbyt dużo spraw na głowie, więc nie miej do mnie zbyt dużych pretensji. - uniosłam dłonie ku górze, jakby chcę obronić się przed atakiem z jego strony - Miałaś spotkanie? - splótł ręce na piersi - Z kim? Podobno jesteś tak zmęczona, wyczerpana?
- Byłam z Will'em. Wczoraj zaprosił mnie, więc nie chciałam mu odmawiać. Poza tym chyba ten dzień miałam spędzić tak, jak chciałam, prawda? - na samo jego imię jego ciało spięło się, mięśnie napięły się, to nie wróży nic dobrego z jego strony
- Myślałem, że spędzisz ten dzień w domu odpoczywając, a nie z nim. - dlaczego czuję w jego słowach zazdrość?
- Odpoczywałam. Tylko zaprosił mnie na wieczór. Miałam cały dzień dla siebie. Nie denerwuj się tak bardzo. - zapewniłam go
- Mówiłem ci, że nie chciałbym, żebyś spotykała się z nim, a ty jak zwykle mnie nie słuchasz. - wyrzucił ręce w powietrze
- Przecież mam prawo spotykać się z kim tylko chcę, a tobie nic do tego. - podniosłam lekko głos, jednak nie krzyczę na niego
- Wolę, żebyś się z nim nie spotykała. - ton jego głosu wzrósł, podobnie, jak mój. Widać, że jest zdenerwowany
- Cholera! Mogę się spotykać z kim chcę! - podniosłam jeszcze bardziej głos - Zaraz, zaraz. Ty jesteś zazdrosny. - stwierdziłam. Zmarszczył brwi pod wpływem mojego stwierdzenia - Jesteś zazdrosny o to, że twoja asystentka spotyka się z kim innym, zamiast pracować z tobą. - zaśmiał się z mojej wypowiedzi, która wyszła z moich ust bez przemyślenia słów
- Uważasz, że jestem zazdrosny o niego? - prychnął - Mam dużo więcej, niż on do zaoferowania kobiecie.
- Widać, że jesteś zazdrosny. - mój początkowo cichy chichot zmienił się w głośniejszy śmiech - Nie wyprzesz się tego, że jesteś zazdrosny o swoją asystentkę, która nie poświęca ci wystarczająco dużo czasu na pomocy ci w pracy.
- Wiesz, mogę mieć każdą kobietę w tym biurze, nie marnowałbym czasu na zazdrość w dodatku o takiego kogoś, jak Will.
- Możesz mieć każdą, ale dlaczego nie masz właściwie mnie? Odpowiem ci na to pytanie sama. Nie pociągasz mnie, skarbie. - dogryzłam mu. Nie mam ochoty na więcej kłótni i wymieniania bezsensownych zdań z nim, więc cofam się do wyjścia, by opuścić jego gabinet. Jednak zanim dłonią dotykam klamki, zostaję mocno szarpnięta w tył i przyciśnięta do jego ciała
- Chcesz powiedzieć, że nie pociągam cię? - dłońmi zjechał do moich ud, zaciągnął spódniczkę do góry, by dostać się do skóry
- Mogę cię zapewnić, że nie pociągasz mnie. - uniósł jedną brew, dłońmi kieruję się coraz wyżej, do góry
- Tak? W takim razie dlaczego nie zabierzesz moich rąk i nie odepchniesz mnie od siebie, co? - powiedział seksownym tonem
- Ponieważ chcę ci pokazać, że twoje dłonie nie działają na mnie w żaden sposób. - strzepałam jego dłonie z moich ud. Odwróciłam się, po czym nacisnęłam na klamkę, by wyjść - Pamiętaj, nigdy nie będę twoja, skarbie. - przedrzeźniam jego seksowny głos. Wyszłam z gabinetu tym samym zostawiając go.

~*~ 
 
Deszcz, który zakończył przejażdżkę na diabelskim młynie powoli ustępuje. Teraz to tylko niewielkie, pojedyncze krople wody spadające na ziemię. Do domu zostało mi tylko parę metrów drogi. Nagle do moich uszu doszło wołanie mojego imienia
- Mercedes! - odwróciłam się tyłem do osoby, która wypowiedziała moje imię. W moją stronę idzie szybkim krokiem Will - Cieszę się, że spotykam cię tutaj. - uśmiechnęłam się na jego słowa - Wiesz, chciałem coś zrobić, jednak coś nam przerwało.
- Naprawdę? Co takiego? - spytałam zaciekawiona. Uśmiechnął się dość tajemniczo. Zbliżył się do mnie, by zmniejszyć dystans pomiędzy nami. Złapał dłonią za mój policzek. Przybliżył się na tyle blisko, by móc mnie pocałować. Pocałunek tak dobry, jak poranne Cappuccino.
 
 
 
________________________________________
 
Kolejny rozdział w czwartek.
Czytasz=Komentujesz.

poniedziałek, 14 lipca 2014

13. Trudno się w nim nie zakochać.

Teraz bardziej przekonałam się, o co chodzi z jego 'umiejętnościami'. Świetnie całuje, idealnie komponuje się z moimi wargami. Niemal rozpływam się pod ich wpływem. Niekontrolowanie chwytam dłońmi za jego szyję i mocniej przyciągam do siebie. Harry napiera na moje ciało powodując, że przewracam się na plecy. On znajduje się pomiędzy moimi nogami, leży na mnie, jednak nie na tyle, aby przygnieść mnie swoim ciałem. Wszystko przestało jakby istnieć, gdy poczułam na swoich ustach smak jego warg. Czuję się inaczej, jakby teraz nic się nie dzieje, czas się zatrzymał, wszystko się zatrzymało. Są gorące i słodkie. Czuję doskonale zapach jego męskich perfum, które dostają się do moich nozdrzy. Delikatnie szarpię za jego włosy, ciągnę za końcówki. Z każdą chwilą pogłębia pocałunek, który przeradza się w namiętną chwilę pełną pożądania. Nie wiem, dlaczego tak się czuję? Co sprowadziło mnie do tego stanu? Powinnam to przerwać jak najszybciej. To mój szef, a ja go całuję i jeszcze pozwalam na to. Czuję, jakbym właśnie teraz straciła swoją godność. Mówiłam sobie, że nigdy nie będę romansowała ze swoim szefem, a tymczasem całuję się z nim, on leży na mnie, jakby zaraz mamy uprawiać seks. Zdradziłam samą siebie. Popełniłam najgorszy błąd, jaki mogłam popełnić. Co teraz mam o sobie pomyśleć? Gdyby ktoś się o tym dowiedział, na pewno pomyślałby, że mam pracę przez łóżko, albo swój dość ładny wygląd. Muszę to przerwać, jak najszybciej. Odchylam głowę, by uwolnić się od jego ust. Przekręcam głowę na bok, by ponownie go nie dopuścić do mnie, by ponownie nie spróbował pocałować mnie. Zaciskam mocno wargi, aby nie kusić go do ponownego pocałunku między naszymi wargami
- Co się stało? - spytał lekko zdziwiony moją nagłą reakcją przerwania pocałunku, ma zmieszanie wymalowane na twarzy
- Zejdź. - poleciłam. Zrobił to, co powiedziałam. Odsunął się, tym samym zwiększając dystans między nami. Usiadł niedaleko mnie, a ja podniosłam się i usiadłam niedaleko niego. W skupieniu przypatruje się moim oczom, jakby próbuje coś z nich wyczytać. Widzę w nich troskę, chce się dowiedzieć, co było powodem mojego zachowania i przerwania pocałunku
- Powiesz mi, co się stało? - nalega, bym odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie, na które nie odpowiedziałam zbyt szybko
- Nie powinieneś był mnie całować. Mogłam zostać zgwałcona, a ty powinieneś był mnie choć trochę przytulić, dać pewność, że to się skończyło, ten koszmar minął, a tymczasem całujesz mnie, jakby nigdy nic. Zapomniałeś, że jestem twoją asystentką, a nie kochanką. Nie pomyślałeś o tym? Jeżeli ktoś dowiedziałby się o tym, to z pewnością mielibyśmy niemałe kłopoty. Asystentka romansuje ze swoim szefem. Jak to wygląda? Powinna nas łączyć tylko praca, którą wykonujemy w firmie. Powinniśmy zapomnieć o tym, co przed chwilą zrobiliśmy, rozumiesz?
- Wcale nie chcę zapominać o tym, co przed chwilą zrobiliśmy. Wiem, że na pewno ty też nie chcesz o tym zapomnieć i wiem, że na pewno ci się to podobało. - najgorsze jest to, że właśnie mi się to podobało - Nawet nie zaprzeczysz.
- Zdradziłam własną siebie. Powtarzałam sobie, że nigdy nie zbliżę się do ciebie, nigdy nic nas innego nie połączy, niż zwykła praca. Co mam o sobie pomyśleć? Co mają sobie inni pomyśleć? Gdy tylko zobaczą, że patrzymy na siebie w inny sposób, zaczną dociekać prawdy. Będą chcieli wiedzieć, co nas łączy. Nie odpuszczą, dopóki się nie dowiedzą, co nas łączy. Ludzie nie zaakceptują tego, że moglibyśmy mieć romans. Popatrz na siebie, albo na mnie. Ty jesteś szanowanym biznesmenem, który na pewno nie chce wokół siebie żadnych skandali, albo plotek na swój temat. Ja jestem twoją asystentką, która chce tylko i wyłącznie pracować i jednocześnie rozwijać siebie i swoje umiejętności. Gdy tylko będę na tyle wyszkolona, rzucam pracę tutaj, jako twoja asystentka i przenoszę się dalej. Nie zagrzeję tu miejsca na stałe. Podjęłam decyzję i będę się jej trzymała. Za kilka miesięcy może mnie tutaj już nie być. Przepraszam, że dopiero teraz ci o tym mówię, ale powinieneś o tym się dowiedzieć.
- Chcesz powiedzieć, że jeśli nauczysz się wystarczająco dużo, przeniesiesz się, by pracować gdzie indziej? - skinęłam głową
- Chcę się rozwijać, praca asystentki ma mnie tylko do tego przygotować. - widzę, że jego oczy zmieniają kolor. Stają się ciemniejsze, niż chwilę temu. Da się zauważyć, że pojawia się w nich zdenerwowanie, które przeradza się w złość
- Dlaczego teraz dopiero mi o tym mówisz? - marszczę brwi nie wiedząc o co mu chodzi - Mogłaś mnie o tym uprzedzić. - jego głos staje się bardziej nerwowy - Gdybyś mi o tym powiedziała wcześniej, to na pewno nie przyzwyczajałbym się do ciebie.
- Ty nie miałeś się do mnie przyzwyczajać, tylko pracować ze mną. Liczyłeś na to, że tak, jak wszystkie wskoczę ci do łóżka?
- Oczywiście, że nie. Byłaś zbyt trudna. Gdybym chciał, to już dawno bym cię przeleciał, tak, żebyś nie mogła chodzić, ale jakoś nie jesteś do tego zbyt chętna. Inne już dawno by to zrobiły i nie myślały nawet o tym. Od początku były z tobą same problemy, więc było też oczywiste, że nie polecisz na mnie od razu. Inne z pewnością błagałyby mnie o to, co teraz ty masz.
- Niby co teraz mam? Problemy z szefem? Ludzie zawsze myślą, co chcą. Gdyby zobaczyli nas bliżej siebie, mielibyśmy problemy. Nie przekonasz ich do prawdy. Chcesz jakiegoś skandalu ze swoją nową asystentką? Bo ja na pewno nie chcę.
- Oczywiście, że też nie chcę. -było dobrze, zanim zmienił swoje zachowanie wobec mnie. Było dobrze, gdy był dla mnie bezczelny
- Powinniśmy o tym jak najszybciej zapomnieć i żyć tak, jakby to się nigdy nie zdarzyło.
- Fajnie, szkoda tylko, że mogłaś pomyśleć o tym wcześniej, zanim pozwoliłaś na to. - wstał z łóżka, nerwowo zrobiłam to samo
- Ty pierwszy zacząłeś. - splotłam dłonie na piersi, podobnie zrobił on, góruje nade mną wzrostem
- Fajnie, ale nie zapominaj, że pozwoliłaś na to. - chce wyrównać poziom winy, by tylko on nie był obciążony tym zdarzeniem
- To było mnie nie całować i nie byłoby żadnego problemu! - krzyknęłam, wyrzuciłam bezsilnie ręce w powietrze
- To trzeba było to przerwać do jasnej cholery, Mercedes! Skoro tego nie chciałaś, to było odsunąć się, a nie siedzieć bezczynnie! - krzyknął równie głośno, co ja. Chcę otworzyć ponownie usta, ale nagle do naszych uszu dobiega dźwięk dzwonka do drzwi
- Cholera, ktoś przyszedł. Musisz się gdzieś schować, nikt nie może cię tu zobaczyć. Najlepiej siedź tutaj i nigdzie nie wychodź. - szybkim krokiem wyszłam z pokoju, by otworzyć gościowi drzwi. Nacisnęłam na klamkę i pociągnęłam za nią - Tato? - niemal zostałam wciśnięta w dziurę w podłodze przez swoje zaskoczenie. Przede mną stoi mój tata we własnej osobie, cholera
- Cześć, Mercedes. - przywitał się ze mną delikatnym całusem w policzek
- Cześć, tato. Co robisz tutaj o tej porze? Przyjechałeś sam? - od razu zaatakowałam go pytaniami
- Przyjechałem, żeby odwiedzić córkę i tak, przyjechałem sam. - wpuściłam go do środka i zamknęłam za nim drzwi na klucz - Ostatnio dużo pracujesz, więc pomyślałem, że sam cię odwiedzę. - kieruje się do salonu, po czym siada na kanapie
- Co u mamy? - siadam obok niego. Boję się, że Harry może wyjść z mojej sypialni. Nigdy nie wiadomo, co przyjdzie mu do głowy
- Czuje się chyba dobrze. Dawno jej nie widziałem, nie wiem zbytnio, co u niej. Nie kontaktujemy się zbytnio. - wspominałam, że moi rodzice rozwiedli się? Niezbyt układało im się w związku. Zawsze wieczorami kłócili się, czasem rano budzili mnie swoimi kłótniami, nawet sama nie wiem o co. Pamiętam, że dużo płakałam przez to wszystko, co się wtedy działo w naszej rodzinie. Chciałam, żeby byli razem. Nie chciałam mieć rozbitej rodziny, jednak wszystko potoczyło się inaczej. Tata próbował jakoś to naprawić, ale nie udało się. Pamiętam, że mama nigdy nie chciała wyjść za mąż. Małżeństwo było dla niej czymś w rodzaju przywiązania, utraty wolności. Zawsze jednak chciała mieć dziecko, dlatego teraz tutaj jestem. Zawsze poświęcała mi najwięcej uwagi, była przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. Nigdy niczego mi nie zabrakło. Dbała o mnie na tyle, ile mogła. Uważam, że nigdy nie kochała taty. Podobnie, jak ja, nigdy nie wierzyła w prawdziwą miłość. Wydaje mi się, że posłużył jej tylko do tego, by miała dziecko. Opowiadała mi, że straciła wiarę w nią, gdy zdradził ją jej pierwszy chłopak. Kochała go, przynajmniej tak jej się wydawało. Najwyraźniej mam to po niej, jej geny przeszły na mnie
- A co u ciebie? W pracy się układa? Szef nie jest zbyt surowy? - właśnie siedzi w mojej sypialni, tato
- Wszystko w porządku. Daję sobie ze wszystkim radę. Wszyscy są mili i chętnie mi pomagają. - uśmiechnęłam się na miarę swoich sił aktorskich - Szef jest w miarę znośny. Dość dobrze nam się pracuje razem, więc jest dosyć dobrze.
- Wiem, że na pewno uda ci się. Spełnisz swoje marzenie, które nie dotyczy mieszkania w domku z cukierków. - obydwoje zaśmialiśmy się. Gdy byłam mała, chciałam zamieszkać w takim domku. Wiem, głupie marzenie, ale każde dziecko marzy o jakiś niemożliwych rzeczach, które nigdy się nie spełnią w życiu realnym, tylko raczej w śnie dziecięcym
- Może napijesz się czegoś? - spytałam. Wizyta się przedłuży, a Harry posiedzi dłużej w mojej sypialni. Nie często udaje nam się spotkać. Obydwoje pracujemy, mama często wyjeżdża za granicę w sprawach służbowych
- Nie, dziękuję. Zaraz będę musiał jechać. Jutro muszę wcześniej wstać, obowiązki wzywają. - w pewnej chwili z mojej sypialni dobiegł dźwięk zrzucenia czegoś na podłogę - Co to? - mój tata wstał z kanapy, po czym zaczął kierować się w stronę sypialni
- Tato, pewnie wiatr, mam otwarte okno. - nie mogę pozwolić, żeby wszedł do pokoju, w którym jest Harry
- To zamknę je. - cholera, wymyśl coś! Naciska na klamkę, by otworzyć drzwi i wchodzi do środka. Zaraz za nim wbiegam ja. Pokój jest pusty, nikogo nie ma. Tata podchodzi do okna, po czym zamyka je. Nerwowo rozglądam się, by znaleźć go
- Stało się coś? - pyta zdziwiony moim zdenerwowanym zachowaniem
- Nie, w porządku. - gdzie on jest? Rozpłynął się tak nagle? Jeśli wyszedł, to dobrze, jeśli nie wyszedł, to źle
- Dobra, będę się zbierał. Do zobaczenia, mam nadzieję, że niedługo. - pożegnał się ze mną całusem w policzek, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi
- Harry? Harry gdzie jesteś? - pytam. Rozglądam się po pokoju, by go znaleźć
- Tutaj jestem. - patrzę na łóżko, spod którego wychodzi - Cholera, powinnaś tutaj odkurzyć. - wychodzi i staje obok mnie
- Jak tam wszedłeś? - pytam chichocząc, jednak mały chichot przeradza się w cichy śmiech
- Przynajmniej ja nie chcę mieszkać w domku z cukierków. To mało praktyczne i długo by się z tym zeszło. - przewracam oczami i siadam na łóżku - Wiesz, że gdybym się nie schował, odkryłby nas? Ciekawe jakby zareagował na to, że szef jego córeczki jest u niej w domu, na dodatek w sypialni. Ciekawe, co byś mu na to powiedziała? Jakbyś to wytłumaczyła? Ciekawy jestem, co by sobie o tej całej sytuacji pomyślał. Jego córeczka z szefem w sypialni. - chowam twarz w dłoniach, kładę się na łóżku
- Mam dosyć tego dnia. - materac ugina się pod jego ciężarem, położył się obok mnie
- Wiesz, nie chciałbym być w twojej skórze, gdyby teraz nagle wszedł do pokoju i zobaczył nas. - zachichotał
- To wcale nie jest śmieszne. Powinieneś już iść. - wstaję z łóżka, on powtarza moją czynność
- Cóż, to do zobaczenia pojutrze. - skinęłam głową w odpowiedzi. Odwrócił się do mnie tyłem, by wyjść. Wypuściłam całe powietrze w płuc, po czym bezsilnie opadłam na łóżko.



________________________________________________

No i mamy kolejny rozdział :)
Wszystko wraca do normy, rany się goją, wracam do sił, więc jest dobrze. Wena powraca, zatem powinno być dobrze :)

Największa ilość komentarzy to 24. Dacie radę pobić? :)

środa, 9 lipca 2014

12. Niespodziewany atak.

W firmie Styles Corporation pracuję już czwarty tydzień. Wszystko toczy się tak, jak powinno. Jest ciężko, jednak wiedziałam, na co się piszę. Tata uprzedzał mnie, co do tej firmy, jednak jak zwykle musiałam postawić na swoim. Jestem strasznie uparta, jeżeli chodzi o podejmowanie jakiś decyzji. To moje życie i mam prawo je przeżyć tak, jak chcę. Nigdy nikogo nie słuchałam, teraz też tego nie zrobiłam w tym wyborze. Moje umiejętności z każdym dniem są coraz większe. Coraz rzadziej proszę kogokolwiek o pomoc. Pan Styles pokazuje mi wszystko, co powinnam wiedzieć. Pomaga mi w dążeniu do perfekcji, do której jak na razie mi jeszcze daleko. Daję sobie jakoś radę ze wszystkim. Codziennie po pracy wracam do domu zmęczona, ale moje życie jest tego warte. Mimo zmęczenia, które daje o sobie znać, radzę sobie doskonale na miarę moich możliwości. Dochodzę do wniosku, że jeśli postaram się na tyle, ile mam sił, to osiągnę każdy cel i pokonam każdą przeszkodzę, która stanie mi na drodze do upragnionego sukcesu, którym jest praca w biurze. Asystentka to dopiero połowa mojej drogi. Poznałam Tori, którą mogę powoli nazywać przyjaciółką. Oczywiście nie jest to przyjaźń na dobre i na złe, jednak świetnie się dogadujemy i lubimy swoje towarzystwo. Wiem, że mogę jej zaufać, a ona nie zdradzi żadnej tajemnicy, którą jej powierzę. Ufam jej i wiem, że mogę na nią liczyć. Poznałam Will'a, którego darzę coraz większą sympatią. Spędzamy ze sobą od czasu do czasu przerwy, często wracamy razem do domu, z chęcią odprowadza mnie nawet pod sam dom. Świetnie mnie rozumie i pomaga, gdy mam z czymś problem, którego sama nie potrafię rozwiązać. Mogę przyznać, że powoli przechodzi ze znajomego z pracy, na przyjaciela. Przy nim zawsze się uśmiecham, śmieję. Daje mi pewność, że praca to nie tylko dokumenty, litery połączone w zdania, robienie kawy szefowi, załatwianie różnych praw. Praca to też przyjemność ze spotykania ludzi, którzy akceptują mnie. Mogę liczyć na ich pomoc i wsparcie. Z chęcią wstaję z łóżka rankiem, by wrócić do pracy, jednak wiążę się to ze zmęczeniem, które mi dokucza. Cieszę się z tego, co mam i co osiągnęłam w swoim życiu. Martwi mnie tylko jedno. Harry i Will ciągle się kłócą. Mam takie wrażenie, że kiedyś mogą pozabijać się. Za każdym razem mierzą się morderczym spojrzeniem, jakby próbują się zabić. Nie mogą przejść obok siebie obojętnie. Muszą się szturchnąć, albo popchnąć. Kompletnie nie rozumiem ich zachowania. Powinni ze sobą współpracować, prawda? Powoli mam dosyć ich dziecinnego zachowania. Zachowują się, jak niedojrzałe dzieciaki. Za każdym razem, gdy są w moim otoczeniu muszą się kłócić. O co walczą? Po co robią sobie na złość? Nie mam nawet żadnego pomysłu, by jakoś wyjaśnić tę sytuację. Może po prostu się nie lubią? Powinni chociaż spróbować znaleźć nić porozumienia, by w spokoju móc pracować. Nie dość, że staję się bardziej zmęczona przez wykonywanie swojej pracy, nie wysypiam się, staram się dawać z siebie wszystko, to jeszcze muszę ich uspokajać, by się nie pozabijali. Mam wrażenie, że ich konflikt z dnia na dzień wskakuje na wyższy poziom. Z moich rozmyślań wyrwało mnie szuranie krzesła przy stoliku obok o białe płytki
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - uniosłam głowę do góry, by zobaczyć osobę, która wypowiedziała te słowa w moją stronę. Dosiadł się do mnie Harry, trzyma w dłoniach jakieś dokumenty i czerwoną teczkę. Aktualnie znajduję się w biurowej restauracji, więc pewnie szybko udało mu się mnie znaleźć, bo akurat mam przerwę
- Nie, nie przeszkadzasz. Szukałeś mnie w konkretnym celu, czy po prostu chcesz ze mną o czymś porozmawiać? -uśmiechnął się
- Przyszedłem uzgodnić parę spraw. - wyjął z teczki kolejne kartki papieru. Cholera, dlaczego Harry musiał zostać obdarzony taką urodą? Pewnie to dziwnie i podejrzanie zabrzmi, ale czasami nie mogę się przy nim skupić. Przyciągają mnie jego oczy, które uważnie skanują moje, moją sylwetkę. Co poradzę na to, że jest nieziemsko przystojny? Oczywiście nie mówię, że lecę na niego. Wcale mi się nie podoba. To tylko mój szef, a nie znajomy, w którym mogłabym się zakochać. Nigdy mi się nie spodoba. Denerwuje mnie swoim zachowaniem, jednak ma czasami przebłyski opiekuńczości i nutki zabawności, którą wywołuje u mnie uśmiech. Jeśli chce, to potrafi być uroczy, podobnie, jak Will
- Słuchasz mnie? - potrząsnęłam głową, by wybudzić się ze swojego transu związanego z myślami o jego osobie
- Tak, słucham cię. - uśmiechnęłam się, ale niezbyt go to przekonało
- Stało się coś poważnego? - spytał ze słyszalną troską w głosie, przechylił głowę lekko w prawą stronę i przymrużył oczy
- Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - zabrzmiałam nieco sztucznie, wyczuł, że coś jest nie tak
- Możesz mi zaufać i powiedzieć, co się stało. Może będę mógł ci jakoś pomóc. - kolejny raz czuję się, jakby mam przed sobą innego człowieka, jakim nie jest Harry. Jakby chowa się pod maską biznesmena, by ukryć swoją prawdziwą twarz, którą skrywa przed światem. Ten przede mną jest całkowicie inny. Delikatne i ciepłe spojrzenie, troska w oczach, którą nie często pokazuje, delikatny i spokojny głos. Czasami w ogóle go nie poznaję, jakby nie jest sobą. Patrzy na mnie w inny sposób, niż dotychczas
- Przez ostatnie dni zmieniłam swój tryb życia. Ciągle pracuję, nawet nie mam czasami czasu wolnego dla siebie. Tęsknię za czasem, gdy mogłam spokojnie usiąść przed telewizorem z kubkiem kakaa pod ciepłym kocem. Dawno porządnie się nie wyspałam. Z dnia na dzień robię się coraz bardziej zmęczona. Za szybko zmieniłam swój dotychczasowy tryb życia i teraz widzę tego skutki. - wzruszyłam ramionami
- Jeśli chcesz, możesz jutro przyjść później, albo wcale nie przychodzić jutro do pracy. - zaproponował - Jeśli chcesz oczywiście.
- Nie chcę zaniedbywać swojej pracy. Za dużo mnie ta decyzja kosztowała, by opuszczać jakikolwiek dzień. Pracuję tu czwarty tydzień, a już mam powoli dosyć pracy. Powinno to się objawić po jakiś trzech miesiącach, albo dwóch chociażby.
- Zbyt ciężko pracujesz. Zawsze jesteś, gdy cię potrzebuję. Możesz to zrobić, najwyżej odrobisz kiedyś. - kąciki moich ust powędrowały ku górze, by utworzyć uśmiech na mojej twarzy, który także spowodował uśmiech na jego twarzy
- Dziękuję. - skinął głową w odpowiedzi na moje słowo.
 
 ~*~

Idę korytarzem, aby dotrzeć do gabinetu Harry'ego po swoje rzeczy. Dzień dobiega końca, więc chcę wrócić do bezpiecznego domu, żeby w spokoju odpocząć. Chcę w końcu wypić swoje ulubionego kakao przed telewizorem z ciepłym kocem, którym otulę swoje ciało. Zdziwiła mnie jego propozycja. Tak po prostu dał mi jeden dzień wolnego? Gdzie podziały się bezczelne słowa z jego strony? Co się tutaj dzieje? Co z nim się dzieje? Moja ciekawość, jak zwykle, chce wiedzieć więcej. Zwykle swoją ciekawością pakuję mnie w kłopoty, więc jeśli nawet teraz pytając go o to wpadnę w kłopoty, to nie zdziwię się. Przez moją nieuwagę i zamyślenie wpadłam na kogoś
- Przepraszam. - uniosłam głowę, by zobaczyć na kogo wpadłam. Moje oczy ujrzały uśmiechniętą twarz Will'a
- Jak zwykle widzę cię zamyśloną. - pod wpływem jego uśmiechu, sama się lekko uśmiechnęłam - Jutro wcześnie kończę pracę, może chciałabyś się ze mną gdzieś wybrać? - spytał z przekonującą miną - Jutro otwierają Wesołe miasteczko, może pójdziemy?
- Brzmi fajnie. - pod wpływem mojej odpowiedzi uśmiech na jego twarzy powiększył się
- Dobrze, więc jesteśmy umówieni? - skinęłam głową na znak, że tak.
 
~*~
 
Wyszłam swobodnie z firmy. Zrobiło się ciemno, w dodatku zimno, więc otuliłam się bardziej swoją czarną kurtką. Wiatr nieprzyjemnie drażni moją skórę, jednocześnie zabierając jej ciepło. Czuję, jak moje policzki robią się czerwone pod wpływem zimna, podobnie nos. Moje obcasy stukają o chodnik powodując niewielki hałas, który zagłusza wiatr. Większa część ludzi zdążyła się schować przed wiatrem i zimnem w domach. Lampy oświetlają chodniki, by jakoś rozświetlić innym drogę powrotną do domu. Dają światło, jednak nie obronią w pełni przed ciemnością, która opanowała. Mój dom znajduje się niedaleko stąd, więc przyszłam dzisiaj pieszo do pracy. Najwyraźniej to był zły pomysł. Nie przewidziałam tego, że późno kończę pracę i może być zimno, w dodatku ciemno. Trzeba było obejrzeć prognozę pogody. Biorę się w garść i idę dalej. Słyszę za sobą czyjeś kroki. Odwracam się na chwilę i widzę za sobą jakiś cień podążający krok w krok za mną. Moje serce przyspiesza z każdym krokiem, jakby czuje, że zaraz może stać się coś złego, co może zagrozić mojemu życiu. Odwracam głowę, idę przed siebie. Może dramatyzuję, może naprawdę ktoś podąża za mną. Przyspieszam, osoba za mną robi to samo. Mój oddech z minuty na minutę przyspiesza. Zaczynam się trząść nie tylko zimna, jednak ze strachu, który powoli opanowuje moje ciało. Zaczynam niekontrolowanie drżeć. Przyspieszam jeszcze bardziej kroku, by powoli biec i szybciej dostać się do bezpiecznego domu.Kroki za mną stają się coraz bardziej głośne, niż przedtem. Nagle ktoś mocno przyciska mnie swoim ciałem do zimnego muru
- Co taka piękna kobieta, robi tutaj o takiej porze? - trzyma mnie mocno jakiś brunet, nie poznaję twarzy, pierwszy raz widzę go na oczy. Włosy postawione ku górze, brązowe, ciemne oczy
- Puść mnie. - zażądałam, jednak wywołałam u niego tylko złośliwy i bezczelny śmiech
- Chyba nie myślisz, że przepuszczę taką okazję? - wyszeptał prosto do mojego ucha. Zaczęłam się wyrywać, jednak jest silniejszy ode mnie. Nie dam sama rady. Zaczął całować mnie po szyi. Moim jedynym ratunkiem jest krzyk
- Zostaw mnie! Pomocy! - krzyczę, jednak na marne. Nikogo tutaj nie ma, jesteśmy sami. Swoimi rękoma wędruje w dół, na moje piersi. Ciągnie za materiał od mojej białej koszuli i rozrywa guziki. Odsłania całkowicie mój brzuch, piersi. Moje wyrywanie się nic nie daje, jednak ciągle próbuję wyswobodzić się z pod jego uścisku. Szarpię się, próbuję kopać w jego ciało. Nawet staram się gryźć, aby uwolnić się od niego i uciec. Łapie za moją talię, po czym kładzie mnie jak lalkę na chodniku
- Proszę zostaw mnie! - krzyczę żałośnie. Łzy lecą z moich policzków. Dławię się nimi. Swoje mokre, obrzydliwe usta kieruje na moje piersi. Nagle mężczyzna zostaje ode mnie odciągnięty. Jakiś inny mężczyzna przyciska go do ściany za kołnierz od koszulki
- Gwałtu ci się zachciało, tak? - z całej siły uderza w ciało mężczyzny. Nie widzę twarzy mojego wybawcy, ponieważ jest zbyt ciemno. Widzę tylko jego czarny garnitur, w który jest ubrany. Jestem tak sparaliżowana strachem, że nie ruszam się wcale. W pewnej chwili mężczyzna zostaje powalony na ziemię. W pośpiechu zbiera się z chodnika i ucieka w ciemności
- Mercedes, zrobił ci coś jeszcze? - poznaję ten zachrypnięty głos. Kuca przy moim brudnym ciele. Czuję się brudna, wykorzystana, jak zepsuta lalka. Patrzę na jego twarz. Ciężko oddycha po stoczonej walce. Spuszczam wzrok, nie chcę na nikogo patrzeć - Mercedes, spójrz na mnie. - prosi. Delikatnie unosi mój podbródek, bym spojrzała na niego
- Nie. - szepczę na miarę swoich sił. Próbuję się podnieść, jednak czuję ogromny ból fizyczny, jak i psychiczny
- Muszę cię stąd zabrać. - próbuje mi pomóc wstać. Kiedy stoję już o własnych nogach, przybliżam się do jego ciała i przytulam go. Owijam ręce wokół jego szyi, głowę chowam w zagłębieniu jego szyi i cicho szlocham
- Dziękuję. - szepczę cicho, jednak słyszy moje słowa
- Każdy zrobiłby to samo. - swoimi rękoma owija moje obolałe ciało. Czuję jego ciepło, które przekazuje mi. Ciasno owija moje ciało, by dać mi świadomość, że jest przy mnie. Unosi moje ciało, bym owinęła nogi wokół jego pasa
- Co robisz? - pytam nadal nie odrywając się od niego
- Muszę cię stąd zabrać. Nie chcę, by ktoś znowu zrobił ci krzywdę. - moje ciało drży pod wpływem nieprzyjemnego doświadczenia, które miało miejsce zaledwie kilka minut temu.
 

~*~


 

Powoli kieruje się do mojej sypialni, by położyć mnie tam. Otwiera drzwi, by wejść do środka. Kładzie mnie delikatnie na łóżku i przykrywa kołdrą. Wtulam się w jego ciało, teraz potrzebna jest mi druga osoba
- Gdyby nie ty, zgwałcił by mnie. - szepczę cicho, jednak na tyle słyszalnie, żeby usłyszał mój cichy głos
- Spokojnie, wszystko już dobrze. - głaszcze moją głowę. Wiem, że to mój szef i nie powinnam go przytulać, ale potrzebuję teraz kogoś przy mnie. Gdyby nie on, teraz leżałabym naga i zgwałcona na tamtym chodniku
- Dziękuję. - unoszę się, by widzieć jego twarz - Naprawdę dziękuję. - ocieram łzy z policzków. Łapie za mój policzek, delikatnie gładzi go kciukiem. Rozchyla wargi, niekontrolowanie robię to samo. Powoli przybliża się do mnie. Czuję jego oddech na mojej skórze. Podnoszę wzrok na jego oczy. Swoimi wargami jest coraz bliżej mnie. Zwilża je językiem, zanim zbliży się do moich o zaledwie kilka milimetrów - Nie powinieneś tego robić. - odchylam głowę, by zwiększyć dystans między naszymi ustami
- Chciałbym to zrobić, nawet nie wiesz, jak bardzo. - ponownie próbuje się do mnie zbliżyć, jednak zaprzestaję jego ruchom
- Nie tak szybko, bohaterze. - zdejmuje jego dłoń z mojego policzka
- Bohaterze? - uśmiecha się lekko - Pozwól mi cię pocałować. Daj mi być pierwszym z nas, który to zrobi. - delikatnie ociera się o mój nos, próbuje dostać się do warg - Pozwól mi cię pocałować. - pochyla się i całuje mnie delikatnie w kąciki ust. Rozchylam wargi, więc odpowiada mi głębokim, ognistym pocałunkiem. Wsuwa swój język pomiędzy moje wargi, gładzi nim moje podniebienie. Gryzie malinowe wargi, powoli ciągnie za dolną. Kiedy chcę się odsunąć, powstrzymuje mnie swoimi ustami.










____________________________________

Cóż, myślę od czego by tu zacząć ... Pojawiły się kolejne komplikacje. Wczoraj uległam wypadkowi. Jestem cała obolała i ledwo się ruszam. Mam problemy z lewą ręką, szczególnie dwoma palcami. Najgorsze jest to, że mogłam stracić te palce. Miałam naprawdę dużo szczęścia. Strasznie trudno mi funkcjonować, a co dopiero pisać. Mam kilka rozdziałów przygotowanych i myślę, że jakoś powinnam dodawać je. Nie chcę się rozpisywać na ten temat zbytnio. Strasznie mi z tym, bo kolejny raz zawodzę. Jeśli wrócę do sił, to postaram się dodawać rozdziały częściej. Wiem, że to nie moja wina. Każdemu mogło się zdarzyć.
Trochę mi przykro, że większa cześć przestała komentować, ale cóż. Będę się starała, żeby rozdziały były lepsze. Wszystko powinno wrócić do normy za jakiś tydzień, albo trochę więcej.

sobota, 5 lipca 2014

11. Nieznana strona.

Moje powieki są tak ciężkie, że z trudem je utrzymuję. Z pewnością wyglądam teraz, jakby mnie właśnie wyciągnęli z kręcenia jakiejś strasznej sceny w horrorze. Wyglądam okropnie. Zmęczone oczy, brak siły, twarz nie wyraża żadnego wyrazu. Gdyby teraz ktoś mnie zobaczył, pomyślałby, że pewnie nie spałam dobre kilka dni, albo najzwyczajniej w świecie przestraszyłby się mnie. Czuję, jakbym zaraz miała upaść na twarz i zasnąć nawet na środku ulicy. Jestem tak śpiąca, że zrobiłaby to. Najchętniej położyłabym się, żeby w spokoju zasnąć i odpłynąć do snu. Jednak nie, nie mogę. Muszę siedzieć w pracy za karę i w dodatku w sobotę. Dochodzi 7:00, czyli zaraz muszę być w jego gabinecie inaczej znowu się wścieknie. Nie chcę mieć więcej problemów z powodu mojej pracy, która nie wygląda zbyt dobrze. Który pracownik tak bardzo kłóci się ze swoim szefem? Nasza praca powinna wyglądać dobrze, zamiast tego ciągle skaczemy sobie do gardeł. Muszę coś zrobić, żebyśmy w końcu mogli normalnie pracować bez żadnych sprzeczek. Z szefem nie mam po co walczyć, bo i tak wygra i da mi popalić. Muszę trzymać język za zębami i panować nad nim. Cholera, chcę do domu, do mojego ciepłego i wygodnego łóżka. Kompletnie bezsilna wyszłam z windy, żeby skierować się do gabinetu. Nacisnęłam klamkę na miarę moich sił, aby wejść do środka. Styles siedzi za swoim biurkiem i jak zwykle ma przed sobą jakieś dokumenty, czarny kubek z kawą i kilka zapasowych długopisów na wszelki wypadek
- Dzień dobry. - wymamrotałam ledwo słyszalnie
- Mercedes? Ktoś cię napadł? - przewróciłam oczami na jego pytanie - Tak wyglądasz. - przyznał
- Jestem zmęczona, po prostu. - czuję, jak moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Zdejmuję swoją kurtkę i wraz z torebką kładę na kanapę - Od czego dzisiaj mam zacząć? - pytam. Powieki coraz bardziej opadają, z trudem je utrzymuję. W pewnej chwili tracę całkowicie siłę, opadam bezwładnie na podłogę. Jednak nie przewracam się, nie upadam. Zostaję złapana przez silne, męskie ręce. Patrzę w górę, na jego twarz. Uśmiecha się delikatnie. Kąciki jego ust powoli wędrują ku górze wykrzywiając się w uśmiechu. Czuję, jakby mam przed sobą innego człowieka. Opiekuńczego, który jest w stanie rzucić wszystko, by tylko zaopiekować się tobą. Z troską trzyma mnie, abym nie wyślizgnęła mu się z rąk i nie upadła. Jego zielone oczy bacznie obserwują moje. Są piękne. Otacza je wachlarz idealnych rzęs. Mają w sobie coś tajemniczego, coś, co powoduje, że chcę w nie patrzeć i podziwiać je. To nie te same oczy, które mordują wzrokiem i przestraszają innych, jednak inne. Spokojne, które są w stanie powodować sympatię do osoby, która je posiada
- Chodź. - łapie mnie w ślubny sposób i delikatnie kładzie na kanapie. Zdejmuje swoją marynarkę, by po chwili otulić mnie ją, żeby dać mi przyjemne ciepło. Czuję męski zapach, jego zapach. Klęka przy mnie. Chwyta za pasemko włosów, które wpada mi na twarz i zaczesuje je za ucho - Prześpij się chwilę, inaczej nie będziemy mogli pracować. - stosuję się do jego polecenia. Moje powieki w końcu bezpiecznie opadają. Tracę kontakt z rzeczywistością, by przenieść się do krainy snów.
 
~*~
 
Dziewczyna, która posiada wielkie marzenia związane z pracą w końcu kończy wymarzoną szkołę. Pełna nadziei na lepszą przyszłość biegnie do swojego ukochanego taty. Jak zwykle wchodzi do jego gabinetu bez pukania
- Tato! Udało mi się! - krzyczy zadowolona z siebie
- Jestem z ciebie dumny. - mocno przytula swoją jedyną córkę
- Chciałabym pracować w firmie Styles Corporation. To idealna firma, będę mogła się tam rozwinąć, na początku jako asystentka.
- Poradzisz sobie? Słyszałem, że pan Styles jest strasznie wymagający. Nie wiem, czy dasz radę.
- Chcę tam pracować. Wiem, że uda mi się osiągnąć swój cel.
- Co postanowisz, to i tak będę z ciebie dumny, kochanie.
Powoli otwieram oczy, powoli budzę się. Wciąż jestem w gabinecie. Wciąż otulam się jego marynarką. Daje dużo ciepła, jest przyjemna w dotyku. Pachnie nim. Ma mocny, męski zapach, który przyjemnie wlatuje do moich nozdrzy. Nagle słychać mocne walenie w drzwi, nie przypomina zwykłego pukania. Szybko zamykam lekko przymknięte oczy, chociaż powinnam szybko wstać. Nie powinnam spać w pracy. Ktoś wchodzi do środka. Nie mam pojęcia kto to, bo mam zamknięte oczy
- Mam dokumenty, które otrzymałem w Berlinie. Sprawy idą dobrze, więc nie ma żadnych problemów. - poznaję ten męski głos
- Może najpierw dzień dobry? - mimo, że mam zamknięte oczy to wiem, że na pewno atakują się wzrokiem i niemiłym tonem
- Ten dzień byłby dobry, gdybym nie musiał pracować w takich warunkach.
- Chcesz powiedzieć, że warunki tutaj panujące są złe? - powiedział przez chichot
- Wszystko jest świetne, oprócz szefa. - do moich uszu dobiegł dźwięk fotela, który jest sunięty po wykładzinie, wstał
- Doskonale wiesz, że ja tu rządzę i w każdej chwili mogę cię zwolnić. Chyba nie chcesz tego? To musiałoby wyglądać dość podejrzanie. Wyrzucić kogoś z tej firmy? Czyli, że ta osoba musiała coś spieprzyć i czegoś nie umie.
- Martwiłbym się o coś innego. Lepiej zadbaj o Mercedes, bo coś widzę, że praca między wami się nie układa. - rzucił kartki na biurko, po czym skierował się do wyjścia
- Odnoś się do mnie z szacunkiem, bo inaczej spotkają cię podobne konsekwencje, co połowy wyrzuconych stąd pracowników.
- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć. - wyszedł trzaskając mocno drzwiami. Otworzyłam oczy i uniosłam się na łokciach
- Dzień dobry. - odwróciłam się do niego głową
- Dzień dobry. - odpowiedziałam nieco zaspanym głosem. Usiadłam prosto. Nadal jestem otulona jego marynarką. Wstałam z kanapy, po czym usiadłam na krześle przed jego biurkiem
- Wygodnie ci w niej? - skinęłam głową z lekkim uśmiechem na twarzy - Jeśli chcesz, to możesz ponosić ją jeszcze. - założyłam ją na swoje ramiona, ręce włożyłam w rękawy - Gotowa do pracy? - skinęłam głową. Wyjął z biurka niewielkie kartki papieru i położył je przede mną - Możesz we wszystkich powpisywać dzisiejszą datę. - podał mi jeszcze długopis. Zaczęłam wykonywać jego polecenie. Zastanawia mnie jedno. Dlaczego tak bardzo Harry i Will się nienawidzą? Przecież jeszcze niedawno, zanim się tutaj pojawiłam, było chyba dobrze. Co się między nimi stało? Nie mogą przejść obok siebie bez jakiejś kłótni, albo mocnego szturchnięcia. Może Harry'emu przeszkadza to, że rozmawiam z Will'em? Oczywiście, że nie. Przecież co on ma do tego? Ja nie mieszam się w jego życie prywatne, więc on tym bardziej nie powinien w moje, prawda? Szczerze mówiąc, to Will jest naprawdę uroczy. Lubię z nim rozmawiać, a poza tym, to on mnie rozumie. Doskonale zna Harry'ego i nie dziwi się, gdy opowiadam mu o swoim problemach w pracy. Sam pewnie przechodził przez to, przez co przechodzę ja
- Mercedes. - wyrwał mnie z zamyśleń jego głośniejszy głos, uniosłam głowę na Harry'ego - Popatrz na kartkę przed sobą. - spuściłam wzrok. Pomazałam całą kartkę, zamiast uzupełniać daty
- Przepraszam, zamyśliłam się. - westchnął głośno
- Daj. - poprosił. Złożyłam je i wyciągnęłam w jego stronę. Odbierając ode mnie kartki delikatnie dotknął i przejechał po mojej dłoni. Uniosłam swój wzrok na niego - Um, napiłbym się kawy, co ty na to? - speszył się. Szybko spuścił swój wzrok na kartki, które wsunął do szafki od biurka
- Mam przynieść? - spytałam
- Chętnie poszedłbym do kawiarni i chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. - skinęłam głową na znak, że zgadzam się.
~*~
Harry otworzył przede mną drzwi, bym pierwsza weszła do środka. Wchodząc od razu poczułam zapach świeżej kawy. Uwielbiam ten zapach, szczególnie rano, gdy przychodzę tutaj, aby napić się tego pobudzającego napoju. Usiedliśmy przy stoliku na samym końcu sali niedaleko dużego kominka. Odsunął mi krzesełko, bym usiadła
- Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - spytałam, gdy tylko zajął miejsce przede mną
- Chciałbym ci powiedzieć, że nie chcę, byś spotykała się z Will'em.
- Przepraszam, ale niby dlaczego? - powiedziałam śmiejąc się z jego wypowiedzi
- Zamiast pracą, zajmujesz się nim. Nie podoba mi się to.
- Nie możesz kierować moim życiem i mogę spotykać się z kim tylko chce! - krzyknęłam na tyle głośno, że większa część oczu została zwrócona na naszą dwójkę - Jeśli będę chciała, to będę się z nim spotykała, a tobie nic do tego, jasne?
- Nie sądzę, żeby Will był dla ciebie odpowiedni.
- O to się nie martw. Sama potrafię sobie wybierać towarzystwo odpowiednie dla mnie.







_________________________________________

Nie jestem zbytnio zadowolona z efektu przedstawionego wyżej. Cierpię na chwilowy brak weny, więc efekt jest taki, jaki jest. Wiem, że pewnie liczyłyście na coś lepszego, ale każdemu się zdarza.
Komputer został naprawiony, więc rozdział jest wcześniej.
Kolejny rozdział w środę. O ile się wyrobię z weną.

Jeśli przeczytałeś, to miło by było, gdybyś docenił moją pracę malutkim gestem :)

wtorek, 1 lipca 2014

10. Kłopoty w pracy.

Swoją przerwę postanowiłam, że spędzę z Tori. Nie mam ochoty siedzieć sama w gabinecie, albo pałętać się po biurze. Z Tori mogę spokojnie porozmawiać, pośmiać się. Ona rozumie mnie. Pracuje tutaj dłużej, niż ja, więc dlaczego nie miałabym przyjść do niej po radę lub jakąś sprawę do załatwienia? Zanim przyszłam dziś do pracy kupiłam sobie niewielką paczkę Skittles'ów, które teraz powoli podrzucam do góry, aby wpadły do mojej buzi. Brunetce nie przeszkadza zbytnio to, że siedzę u niej, więc pomyślałam, że dotrzymam jej towarzystwa. Może pomogę, gdy będzie tego potrzebowała. Aktualnie podpisuje i segreguje jakieś dokumenty. Adresuje listy, faksy, a potem wysyła je tam, gdzie trzeba. Ostatnio zauważyłam, że Styles stał się bardziej nerwowy. Nie wiem dokładnie, co jest tego powodem. Może zbytni natłok pracy? Tak w zasadzie, to powiedział, że kocha swoją pracę, więc nie jestem co do tego pewna, żeby to praca miała coś z tym wspólnego. Przecież każdy ma czasem wszystkiego dosyć. Ogólnie rzecz biorąc, to uważam, że przydałby mu się jakiś urlop, czy coś takiego. Zbytnio poświęca się swojej pracy. Wydaje się to niemożliwe, jak na jednego człowieka. Tyle pracy? Nie chce zawieść ludzi, którzy liczą na jego pomoc, rozumiem. Gdyby nie on, to pewnie większa część początkujących firm nie dawałaby sobie z tym wszystkim rady. Codziennie przybywa tutaj co raz więcej osób, które liczą na jego pomoc. Jak on to robi? Ma w sobie tyle siły i odwagi, by to wszystko utrzymać w jak najlepszym porządku. Podziwiam go i jego zapał. Doskonale dźwiga ciężar, jaki na nim ciąży. Ludzie mu ufają, a on na pewno nie chce stracić ich zaufania, inaczej firma by nie istniała. Nikt nie wychodzi tutaj z pustymi rękoma lub bez jakiejkolwiek pomocy. Chce to robić i doskonale mu się to udaje. Kolejnym powodem jego zachowania może być, podobnie, jak w moim przypadku, brak kogoś, kto byłby przy nim. Każdy czasem potrzebuje jakiegoś uczucia od drugiej osoby. Sama mogę przyznać, że czasami i ja potrzebuję kogoś obok, jednak radzę sobie z tym jakoś. Zawsze dawałam sobie radę z samotnością i na pewno nie raz sobie z tym poradzę. Znajomi mi wystarczali i nadal wystarczają. Jestem zbyt zajęta pracą, by wychodzić do ludzi, albo poznać kogoś nowego. Jak jest w jego przypadku, nie wiem. Może problemy rodzinne? Nigdy nie chwalił się zbytnio swoją rodziną, ani nigdy o niej nie mówił. Chociaż, nawet nie miałby po co tego mówić. Być może chce swoje życie prywatne utrzymywać w tajemnicy? Chociaż, może gdybym spytała, to odpowiedziałby mi? Nawet nie wiem, czy to mnie zbytnio interesuje. Zresztą, nie powinnam się tym przejmować. Jego życie, niech robi z nim to, co tylko chce. Zastanawia mnie jeszcze to, dlaczego wczoraj chciał mnie pocałować? Jest moim szefem, powinien wiedzieć, jakie mogą być tego konsekwencje. Ktoś mógł w każdej chwili nas przyłapać. Nie podoba mi się nawet. Mogę otwarcie mówić o tym, że mój szef mnie nie 'pociąga'. Kto normalny romansuje ze swoim szefem? Tylko po to, aby otrzymać premię, większe pieniądze lub jakąś sławę? Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Powinnam się pilnować i mieć na baczności to, co robię tutaj. Każdy może sobie pomyśleć, co chce. Nie chcę żadnych plotek na swój temat. Nie znoszę ludzi, którzy plotkują lub wymyślają jakieś zmyślone historie na temat innych osób
- Mercedes. - z moich rozmyślań wyrwała mnie Tori - Zamyśliłaś się. Stało się coś poważnego? - spytała z lekką troską w głosie
- Nie mogę się doczekać weekendu. Odpocznę od pracy, od tego wszystkiego. Codziennie na tę samą godzinę, codziennie o tej samej porze wracam do domu. Zaczynam mieć takie wrażenie, że z dnia na dzień robię się coraz bardziej zmęczona.
- Faktycznie, nie wyglądasz najlepiej. - zaśmiała się cicho, przez co i u mnie pojawił się lekki uśmiech - Worki pod oczami, zmęczone oczy. - odłożyła dokumenty na półkę obok i odwróciła się w moją stronę - Jutro odpoczniesz i wszystko będzie dobrze.
- Mam nadzieję. Chyba, że Styles'owi coś wypadnie i będę musiała z nim jechać, jako asystentka. - westchnęłam głośno
- Raczej w weekendy nic mu nie wypada. Zawsze w dni robocze ma jakieś spotkania. Możesz być o to spokojna.
- Wiesz, tak się zastanawiam, jaki był prawdziwy powód zwalniania jego asystentek? To nie daje mi spokoju, dopóki się nie dowiem.
- Twoja ciekawość kiedyś na pewno wpakuje cię w kłopoty. - zachichotała cicho - Myślę, że te plotki są nieprawdziwe, wiesz o jego 'podobno' romansach z asystentkami. Nie wydaje mi się, żeby był na tyle głupi, aby ryzykować przyłapaniem.
- Prawdy tylko mogłybyśmy się dowiedzieć od niego, albo którejś z jego byłych asystentek. - zaczęłam palcami jeździć po wardze
- Lepiej tego nie rób. Wiem, że jesteś ciekawa, ja też, ale daj sobie z tym spokój, bo i ty wylecisz. Jesteś strasznie uparta, jeśli chodzi o zatajenie prawdy. Chciałabyś wszystko wiedzieć.
- Moja ciekawość czasami mnie przeraża. - przyznałam. Nagle drzwi od gabinetu Styles'a otworzyły się, a on sam wyszedł z pomieszczenia. Trzyma w dłoniach jakieś dokumenty. Akurat w tym samym momencie w tą samą stronę, co on, zmierza Will. Obydwoje zapatrzeni są w kartki papieru. Nie zwracają na siebie jakiejkolwiek uwagi. Z impetem uderzają w siebie barkami
- Uważaj, jak chodzisz! - warknął w jego stronę Harry. Obydwoje zatrzymali się, obydwoje spletli ręce na piersi. Czy tylko mi się wydaje, ale zabijają się wzrokiem? Ich spojrzenia wobec siebie przerażają
- Popatrz na siebie! Mógłbyś też uważać na innych pracowników! - stoją bardzo blisko siebie, niemal stykają się klatkami piersiowymi, ich twarze dzieli kilka centymetrów. Jeszcze trochę, a dojdzie do rękoczynów z ich strony
- Nie zapominaj, że to ja tutaj rządzę i to ty masz uważać. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, wściekłość na pewno wzrasta w nich coraz bardziej, gdy tylko któryś z nim powie chociażby jedno słowo
- Nie zapominaj, że tutaj pracują ludzie, a nie roboty. - powiedział równie wściekłym tonem
- W każdej chwili ktoś może cię zastąpić. - trzeba ich jakoś powstrzymać. Zaraz któryś z nim podniesie rękę. Nerwowo wstałam ze swojego miejsca, aby jakoś ich powstrzymać. Na pewno ktoś by się tym zainteresował, a oprócz mnie i Tori, nikogo tutaj nie ma, żeby ich rozdzielić
- Proszę pana. - ich uwaga została zwrócona na mnie - Moja przerwa się skończyła i chciałam pana zapytać, czy mam coś zrobić?
- Wejdź do gabinetu, zaraz przyjdę. - posłusznie skierowałam się do gabinetu - Uważaj sobie, Nelson. - popatrzyłam w ich stronę. Harry odwrócił się do niego tyłem i kieruje się do gabinetu. Otwiera drzwi, bym pierwsza weszła do środka
- Więc, co mam robić? - podeszłam do biurka i oparłam się o nie
- Twoja przerwa jeszcze trwa. - spojrzał na zegarek, później z powrotem na mnie - Ładny gest. - spuściłam swój wzrok, by nie patrzeć w jego surowe oczy - Chcesz obronić przyjaciela odwracając moją uwagę od niego. - podszedł do mnie - Powiem ci jedno. Lepiej nie wtrącaj się, gdy z kimś rozmawiam.
- Przepraszam. - gdzie się podziała moja pewność siebie? To przecież nie była jego wina. To on pierwszy go zaatakował. Wyprostowałam się i uniosłam wzrok - Will na pewno nie chcący wpadł na pana, jednak nie chciał stać, jak słup, gdy go pan poniżał. Niech pan zacznie wracać do rzeczywistości. Nikt wiecznie nie będzie trzymał języka za zębami.
- Oh, tak? - przełknęłam głośno ślinę, zaraz mogę pożałować swoich słów - Widzę, że bardzo zależy ci na tym, żeby mnie rozzłościć. Widzę także, że Will bardzo ci się spodobał.
- To tylko znajomy z pracy. - szybko zareagowałam i szybko tego pożałowałam
- Nie. Przerywaj. Mi. - syknął - Jeśli tak bardzo lubisz jego towarzystwo, to zostajesz dzisiaj po godzinach. Dodatkowo jutro przychodzisz na 7:00 do pracy. - otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak szybko zareagował - Jeszcze jedno słowo, a jutro też posiedzisz po godzinach. - odwrócił się ode mnie i usiadł za biurkiem
- Proszę pana, ale jutro jest sobota. - zaskomlałam
- Może w końcu nauczysz się trzymać język za zębami.
 
~*~
 
Cholera. Już dawno powinnam skończyć pracę. Zamiast tego siedzę po godzinach. Na dodatek Styles poszedł gdzieś i jestem sama w gabinecie. Skoro go nie ma, usiadłam za jego biurkiem. Jak przystało na szefa, nogi położyłam na biurku. Pozostałości z moich Skittles'ów podrzucam do góry, aby wpadły do mojej buzi. Kiedy w końcu się nauczę czegoś? Gdybym zamknęła się w porę, to może siedziałabym sobie teraz w domu. Ciągle pakuje się w kłopoty, z których nie lubię się wywiązywać. Trudno jest pozbyć się swoich nawyków. Dyscyplina, moja droga. Gdzie moja dyscyplina? Dawno schowała się za bezczelnością i ciętym językiem. Zawsze sprawiałam problemy wychowawcze, ale rodzice zawsze jakoś sobie ze mną radzili. Nigdy nie lubiłam być 'grzeczną' dziewczynką. Wolałam się dobrze bawić, niż siedzieć w domu i czytać książki. Lubiłam się uczyć i chłonąć wiedzę, ale lubiłam też czyste szaleństwo połączone z nutką niebezpieczeństwa. Chyba weszło mi to w nawyk, którego nie potrafię się tak łatwo pozbyć
- Wygodnie ci? - niemal podskoczyłam ze strachu. Do gabinetu wszedł Styles. W ekspresowym tempie zdjęłam nogi z biurka i wstałam z fotela, który jest niewyobrażalnie wygodny. Zamiast siedzenia na wygodnym fotelu muszę stać przy jego biurku
- Za jakiś miesiąc, może krócej musimy wybrać się na spotkanie biznesowe. Dokładna data jeszcze nie jest znana, ale niedługo się tego dowiemy. - dobrze, że przynajmniej mnie o tym informuje - Będzie dotyczyła rozwoju firmy.
- Gdzie odbędzie się to spotkanie?
- W Manchesterze.
- To około 315 kilometrów. - co oznacza, że 315 kilometrów drogi spędzę w jednym samochodzie ze Styles'em
- Nic na to nie poradzę. Musimy jechać i tyle. - w duchu skaczę, jak mała dziewczynka, serio. Wyczuliście ten sarkazm?
- Kiedy będzie wiadomo dokładnie kiedy, poinformuj mnie. Nie chcę, żeby było tak, jak ostatnio.
- O to się nie martw. - usiadł za swoim biurkiem. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
________________________________________
 
Mam wiadomości. Jak zwykle dobre i złe.
Zacznę od tej złej - Stała się rzecz taka, że mój komputer się zepsuł. Nie działa tak sprawnie, jak powinien w związku z tym są problemy z pisaniem. Najmniejsze błędy, literówki itp. nie są zauważalne, więc popełniam wiele pomyłek. Nie znam całego słownika na pamięć, nie znam wszystkich zasad pisowni, więc mam z tym trudności. Kiedy chcę napisać jakieś zdanie, wtedy literki zanikają. Chcę coś wkleić, coś innego wyskakuje. Nerwy sobie psuję. Ogólnie jest wielki bałagan, z którym radzę sobie, ale nie zbyt dobrze. Nie wiem dokładnie, kiedy zostanie on naprawiony. Najprawdopodobnej mam jakiegoś wirusa, który blokuje pracę komputera :/
Wiadomość dobra - Nie zawieszam bloga, nie przerywam pisania, kontynuuję FF. Aczkolwiek rozdziały będą dodawane w każdy wtorek, co tydzień po prostu. Mam kilka rozdziałów przygotowanych, więc powinno być w miarę sprawnie z pisaniem. Nie chcę się spieszyć, bo nie chcę zniżyć poziomu bloga.
Bardzo was za to przepraszam, choć wiem, że to nie tylko moja wina. Cieszę się, że niektórzy wzięli sobie moje słowa do serca i zaczęli koemntować :) Jeśli taki poziom komentarzy ( być może ) będzie się utrzymywał, będę miała więcej motywacji do pisania i problemy z komputerem mi nie przeszkodzą w skutek czego rozdziały będą pojawiać się częściej, ale póki co będą dodawane co wtorek :) Nie chcę wrowadzać żadnych zasad typu '30 komentarzy, nowy rozdział'. Tu chodzi o to bym pisała i była za to doceniana, a nie piszę i gucio z tego mam.
Za wszelkie błędy w notce przepraszam xD