środa, 27 sierpnia 2014

22. Fatalne w skutkach odkrycie.

Budzą mnie promienie słoneczne, które wdzierają się do pokoju przez zasłony. Dziś pogoda jest ładniejsza, niż wczoraj. Rozciągam swoje ciało, które ku mojemu zaskoczeniu jest nieco obolałe i zesztywniałe. Odkrywam, że jestem kompletnie naga. Naciągam na siebie kołdrę i rozglądam po pokoju. Na niewielkim stoliku stoi prawie pusta butelka po czerwonym winie i dwie lampki. Na podłodze leżą części męskiej, jak i damskiej garderoby. W pewnej chwili czuję na sobie czyjś obcy dotyk. Z cichym piskiem oraz zszokowaniem odwracam się i widzę leżącego za mną Harry'ego. Podobnie, jak ja, jest kompletnie nagi. Ma zamknięte oczy, jednak uśmiecha się szeroko. Momentalnie zaczynam szybciej oddychać, mój oddech jest nierówny i urywany, jakby chce rozerwać moje płuca, a następnie gardło. Serce wali, jak oszalałe. Szok całkowicie zawładną moim ciałem oraz umysłem
- To niemożliwe. - szepczę, zakrywam usta drżącą dłonią. Harry otwiera oczy, wydaje się być zadowolony. Kładzie się na plecach i podtrzymuje łokciami - To niemożliwe. To nie mogło się stać. Przespaliśmy się. Z własnym szefem. Nie, nie mogłam tego zrobić, to niemożliwe. Nie. - szepczę zszokowana sama do siebie, jąkam się, a słowa układające się w zdania z trudem wypowiadam
- Mmm. - mruczy. Przybliża się do mnie, składa pocałunki na moim ramieniu - Tak, przespaliśmy się. - mówi, jak gdyby nigdy nic
- Dla ciebie to nic poważnego?! - podnoszę głos, on w odpowiedzi wzrusza ramionami wciąż z szerokim uśmiechem - Byliśmy pijani i to nic nie znaczyło! - wstaję do pozycji siedzącej, moje dłonie wędrują na głowę. Jak mogłam do tego dopuścić? Zdradziłam samą siebie. Wbijałam sobie do głowy to, że nigdy nie prześpię się z własnym szefem. Złamałam swoją własną żelazną zasadę, której chciałam się trzymać. Zdradziłam siebie i jest mi z tego powodu wstyd. Wstyd mi za to, że dopuściłam się tego. Mam wyrzuty sumienia, że zrobiłam to z nim. Gdybym mogła, to cofnęłabym czas, jednak nie mogę. Gdybym może wczoraj nie wypiła ani kropli wina i od razu położyła się spać, to może nic by się nie stało. Dlaczego to wszystko tak się potoczyło? Dlaczego moje relacje z nim są inne, niż powinny? Z pewnością żadna z pracownic firmy nie spróbowałaby nawet się do niego zbliżyć, więc dlaczego akurat padło na mnie? Dlaczego tak bardzo chce mnie mieć? Czym sobie na to zasłużyłam? Chciałam tylko pracować, rozwijać się, zamiast tego przespałam się z szefem i złamałam własną zasadę. Czuję się okropnie, straciłam swoją wartość
- Seks zawsze coś znaczy, skarbie. - szepcze cichym, seksownym głosem. Odwracam głowę w jego stronę, wciąż uśmiecha się
- Nie, dla mnie to nic nie znaczyło i nigdy nie będzie nic znaczyć. - moja wartość w moich własnych oczach diametralnie spadła
 - Wiem, że to nic dla ciebie nie znaczyło. - w jego głosie można wyczuć odrobinę zawiedzenia, podnosi się do pozycji siedzącej, nasze ramiona dzieli kilka centymetrów - Wiesz, chciałbym, żeby to pozostało między nami. - mówi spokojniejszym, poważniejszym tonem, ściąga z siebie kołdrę przy tym odkrywając całe swoje ciało, siada na krawędzi łóżka, sięga po swoje czarne bokserki, które zakłada na siebie - Fajnie by było, gdybyśmy niedługo wyjechali. - podaje mi moje ubrania z podłogi
 - Chcę wiedzieć. - przerywa swoją czynność i zaczyna patrzeć na mnie - Które z nas pierwsze zaczęło? - odwraca wzrok
 - Ja. - wiem, że to dla niej ważne, by trzymać się ode mnie z daleka, więc zrzucę winę na siebie, niech nie męczy się z tą myślą
 - Dlaczego to zrobiłeś? - pytam szeptem. Doskonale wiedział, że chcę trzymać się od niego z daleka, jak przystało na pracownicę
 - Wino, atmosfera, brak kontroli nad samym sobą. - po podaniu moich ubrań, zaczyna zakładać swoje - Ubierz się, za chwilę wyjeżdżamy. - jego ton głosu jest nieco zdenerwowany, ale i nieco zawiedziony. Wstaje z łóżka i kieruje się do łazienki razem ze swoimi ubraniami. Ściągam z siebie kołdrę, by szybko ubrać się. Zakładam bieliznę, czarną spódnicę z wysokim stanem sięgającą do kolan, białą bluzkę wkasaną w spódnicę oraz czarną marynarkę wziętą z kanapy. Siadam na niej i zdejmuję z włosów frotkę. Przeczesuję palcami włosy, by poprawić je. Dziś pozostawię je rozpuszczone. Niepotrzebną frotkę chowam do swojej torebki
- Rozpuszczone bardziej mi się podobają. - unoszę wzrok ku górze. Harry jest już ubrany, stoi oparty o futrynę od drzwi łazienkowych - Możemy już jechać? - spogląda najpierw na zegarek, po czym z powrotem na mnie. Kiwam głową w odpowiedzi na jego pytanie. Wstaję z kanapy wraz ze swoją torebką, a Harry odpycha się od futryny. Obydwoje kierujemy się w stronę drzwi. Brunet otwiera je i wypuszcza mnie pierwszą. Zamyka za sobą drzwi, a klucz nadal trzyma w dłoniach, by za chwilę oddać go w recepcji. Całą drogę raczej przejedziemy w ciszy. Ta cisza będzie raczej kojąca, po bardzo burzliwym dla mnie poranku.
 
~*~
 
Wchodzimy do dużego wieżowca. Z zewnątrz wygląda spektakularnie, a wewnątrz przekracza wszystkie moje oczekiwania. Ta firma musiała naprawdę sporo kosztować. Wszystko idealnie dopracowane, nawet najmniejszy szczegół. Musieli włożyć w to sporo pieniędzy, ale i umiejętności w zagospodarowanie wnętrza. Naprawdę zapiera dech w piersiach. Nawet nie chcę wiedzieć, ile pieniędzy w to włożyli. Cały czas przez hol przechodzi mnóstwo ludzi. Pracownice elegancko ubrane, pracownicy w gustownych garniturach. Wszyscy są czymś zajęci, mają w dłoniach jakieś dokumenty lub teczki. Śpieszą się, by wykonać swoją pracę
- Pan Styles, jak miło pana znów widzieć. - odwracam wzrok w kierunku mężczyzny, który wypowiedział te słowa. W naszą stronę idzie dobrze zbudowany brunet, na jego twarzy gości uśmiech, który wywołuje dołeczki w policzkach. Malinowe, pełne usta, dobrze zarysowana szczęka, zielone tęczówki - Bardzo cieszymy się, że w końcu pan przybył. - witają się poprzez podanie ręki
- Pan Smith. - wita go krótko Harry. - To jest moja asystentka, Mercedes Williams. - brunet kieruje swój wzrok na mnie. Skanuje moje ciało od góry do dołu. Przyjazny uśmiech zmienia się w bardziej zadziorny, seksowny, a oczy zmieniają kolor na ciemniejszy, pełen pożądania. Patrzy na mnie z wyższością. Wyciąga w moim kierunku rękę, którą niepewnie ściskam, by odpowiedzieć na gest
- Taylor Smith, miło mi poznać tak piękną kobietę. - całuje zewnętrzną stronę mojej dłoni - Spotkanie odbędzie się za 15 minut. W pokoju nr. xxx. Na samej górze. - mówiąc te słowa ciągle patrzy na mnie, Harry kiwa głową w geście pożegnania. Oddalamy się od mężczyzny, jednak na chwilę spoglądam jeszcze na niego. Wciąż stoi w miejscu, ze szczególną uwagą i wyraźnym pożądaniem patrzy na moje ciało, które uważnie skanuje. Szybko odwracam swój wzrok, aby nie mierzyć się z jego nieprzyjemnym dla mnie spojrzeniem. Zamiast tego skupiam się na Harry'm, który prowadzi nas w stronę windy. Musiał tu już być, skoro zna ten budynek
- Stało się coś? - pyta niespodziewanie wyrywając mnie z moich myśli - Masz tremę przed spotkaniem? - kiwam przecząco głową
- Nie, chodzi mi bardziej o tamtego mężczyznę. - wchodzimy do windy, Harry naciska odpowiedni przycisk, a winda rusza
- O Taylor'a? - kiwam twierdząco głową patrząc na niego - Niby dlaczego? - mogę mu zaufać i powiedzieć o moich podejrzeniach?
- Dziwnie się na mnie patrzył. Mam jakieś dziwne przeczucia. - splatam ręce na piersi - Naprawdę tego nie widziałeś?
- Niezbyt. - drzwi windy rozsuwają się, nie znam tej firmy, więc to Harry prowadzi mnie. Szczerze mówiąc, dziwnie na mnie patrzył, jakby zaraz miał mnie rozebrać wzrokiem. Jeśli on będzie na spotkaniu, to pewnie wbije mnie w fotel swoim spojrzeniem. Harry w dalszym ciągu nie wydaje się być tą wiadomością zbyt przejęty. Prowadzi nas do pokoju nr. xxx. Otwiera mi drzwi, bym weszła do pomieszczenia, jako pierwsza. Sala podobna do naszej, gdy mamy jakieś spotkanie. Nikogo nie ma oprócz nas. Jak zwykle pierwsi. Siadamy na miejscach, gdzie na plakietkach piszą nasze nazwiska. Czuję pewnego rodzaju ulgę, gdy siedzę obok niego. Tylko jego znam i wiem, że tylko jemu mogę zaufać. To świat biznesu, tutaj trzeba się liczyć, żeby coś osiągnąć
- Nie musisz się o nic martwić. Taylor nic ci nie zrobi, póki jesteś przy mnie, albo w grupie. - unoszę na niego wzrok, on również patrzy na mnie - To zbyt szanowany biznesmen, żeby chciał pakować się w jakieś skandale, czy romanse z kobietami.
- To dlaczego patrzył na mnie w dziwny sposób, jakby zaraz miał mnie zgwałcić? - podnoszę głos, by dotarły do niego moje słowa
- Ponieważ jesteś atrakcyjną kobietą. Uwierz mi, że każdy mężczyzna chciałby cię mieć dla siebie i nie chciałby się tobą z nikim dzielić. Te spojrzenia powinny cię samą dla siebie dowartościować. Nie dziw się, że ktoś popatrzy na ciebie w taki sposób.
- Czyli, że jak mnie ktoś zgwałci, to ma to mnie bardziej dowartościować? - kiwa z przekonaniem przecząco głową - Czyli jak?
- Czyli, że jesteś atrakcyjną kobietą, a takie spojrzenia są często spotykane. Nie zwracaj na to uwagi i po sprawie. - kończy, by czasem nie powiedzieć czegoś nie na miejscu. Po krótkiej chwili drzwi otwierają się, a do pomieszczenia wchodzi kilka osób, które siadają na swoich miejscach. Zapewne biznesmeni ze swoimi asystentkami. Jestem zbyt przejęta swoimi sprawami 'prywatnymi', żeby zainteresować się spotkaniem. Najbardziej martwi mnie sprawa z rana. Dlaczego przespaliśmy się? Dlaczego musieliśmy tyle wypić, że straciliśmy panowanie nad sobą i kontakt z rzeczywistością? To było szczeniackie zachowanie. Zachowaliśmy się, jak dzieci. Nic nie pamiętam z wczorajszego wieczora po spożyciu większej ilości alkoholu. To on zaczął jako pierwszy. To on wykonał pierwszy ruch. Zaczął mnie uwodzić, rozbierać. Wykorzystał to, że byłam pijana i przespaliśmy się. Pieprzony alkohol. Dziwi nie to, że rano obudziłam się niezwykle wypoczęta, ale i nieco zesztywniała. Czułam się świetnie, jakby w nocy ktoś zrobił mi masaż na moje obolałe ciało. Nie dałoby się opisać tego prostymi, zwykłymi słowami. Sposób, w jaki to zrobił musiał być niezwykle przyjemny. Gdybym cokolwiek pamiętała, to z pewnością mogłabym o tym więcej powiedzieć. Skoro obudziłam się wypoczęta, to musi mieć niezwykłe umiejętności. Kolejny dowód na to, że większa część pracownic w biurze pewnie z chęcią wypróbowała jego 'umiejętności'. Gdybym tylko pamiętała to, co zdarzyło się wczoraj ... Musimy się od siebie oddalić. Jesteśmy zbyt blisko siebie, jak przystało na pracownicę i szefa. Nasze relacje są zbyt bliskie, niż powinny. Nie chcę wzbudzać żadnych podejrzeń ze strony innych osób z firmy. Jeśli coś zauważą, będą dociekać prawdy. Nie odpuszczą, dopóki nie poznają całej prawdy o naszych relacjach. Ciekawość ludzka nie ma granic. Wracając do sprawy tamtego bruneta, Taylor'a. Gdyby nie miał wobec mnie żadnych zamiarów, to z pewnością nie patrzyłby na mnie w taki sposób, w jaki patrzył. Mam dziwne przeczucia, że coś może się stać, coś, czego nie będę się w żaden sposób spodziewała. Czasem czuję się wobec mężczyzn bezbronna i to właśnie najbardziej mi zagraża. Z moich myśli wyrywa mnie obca, męska ręka na moim udzie pod osłoną stołu. Szybko strzepuję ją, gdy domyślam się do kogo ta ręka należy. Wzrok kieruję na niego. Na osobę obok mnie. Tym ruchem chciał wybudzić mnie z mojego transu
- Możemy zarządzić chwilę przerwy? - odzywa się jakiś mężczyzna, któremu zaczyna dzwonić telefon w kieszeni. Rozglądam się po wszystkich zgromadzonych osobach. Ta propozycja chyba jest im na rękę. Mężczyzna wychodzi z dzwoniącym telefonem
- Napiłabym się wody. - odwracam wzrok na Harry'ego
- Na korytarzu jest butla z wodą, przynieść ci? - kiwam przecząco głową, sama mogę iść sobie po kubeczek z wodą mineralną - Jak chcesz. - wstaję ze swojego miejsca i kieruję się na korytarz. Pcham duże, drewniane drzwi, by wyjść. Butla z wodą jest parę kroków ode mnie. Nikogo nie ma na korytarzu, oprócz mnie. Podchodzę do niej. Wyciągam jeden przezroczysty kubeczek, do którego nalewam sobie wody. Słyszę czyjeś kroki, które z każdą chwilą są coraz głośniejsze. Ktoś idzie w moją stronę. Odwracam głowę w kierunku osoby, która podąża w moją stronę i jest coraz bliżej. Kieruje się tutaj Taylor, w dłoniach trzyma jakieś teczki zapewne z dokumentami. Na jego twarzy od razu pojawia się zalotny uśmiech, gdy tylko zauważa mnie na swojej drodze
 - Panno Williams, co robi tutaj pani sama? - zatrzymuje się obok mnie, uśmiecha się zadziornie. Unoszę w górę kubek z wodą, by pokazać po co wyszłam. Biorę kubeczek do ust, by nie odzywać się zbytnio i aby odszedł ode mnie i zostawił w spokoju - Spotkanie chyba jeszcze się nie skończyło? Macie przerwę? - kiwam twierdząco głową. Gniotę kubeczek, który wyrzucam do kosza - Wiesz, dziwi mnie to, dlaczego Styles zostawił cię tutaj samą? Wyszła dobrowolnie sama? - pyta ciekawsko
- Tak, chciałam napić się wody. Muszę wracać. - odwracam się do niego tyłem, serce zaczyna szybciej bić, gdy zatrzymuje mnie
- Wiesz, Styles na pewno nie przepuściłby takiej okazji. - marszczę brwi nie wiedząc o czym on mówi. Staram się poluźnić jego uścisk na moim nadgarstku, jednak na marne. Zdenerwowanie opanowuje mój umysł, chęć ucieczki bierze górę - Jestem pewien, że zdążył się już do ciebie dobrać szybciej, niż zaczęłaś u niego pracować, mylę się? - kiwam twierdząco głową
- Tak, mylisz się. - jąkam się, zaczynam się bać, czuję taki sam strach, jak wtedy jakiś mężczyzna próbował mnie zgwałcić
- Coś czuję, że nie. Styles jest zbyt dobry, by przepuścić taką okazję. Pewnie mówił ci już, że jesteś atrakcyjną kobietą, prawda? - próbuję wyswobodzić się z jego uścisku, jednak jego uścisk jest na tyle silny, że nie potrafię tego zrobić. Jest silniejszy ode mnie. Właśnie w takich chwilach najbardziej boję się mężczyzn - Spieszy ci się gdzie? - pyta zdziwiony moim zachowanie
- Chciałabym wrócić na spotkanie. - właśnie w tej chwili drzwi od sali spotkań otwierają się i wychodzi z nich Harry. Uścisk Taylor'a od razu zostaje zdjęty z mojego nadgarstka, gdy tylko zobaczył go
- Mercedes, coś nie tak? - pyta swoim poważnym, formalnym tonem. Kiwam przecząco głową, by nie rozpętać jakiejś awantury - W takim razie zapraszam na spotkanie. - ręką wskazuje na drzwi, bym weszła do środka. Bez żadnego marudzenia stosuję się do jego polecenia. Czuję ulgę, że pojawił się akurat w tym momencie. Kto wie, co mogło wpaść Taylor'owi do głowy. Zanim wchodzę do sali i zamykam drzwi, słyszę jeszcze kawałek ich rozmowy - Lepiej zostaw ją w spokoju, inaczej będziesz miał do czynienia ze mną.
 
 
 
______________________________
 
Jejku! Jejku! Jejku! Na początek chciałabym bardzo podziękować za 27 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! ♥ Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę! ♥
 W podziękowaniu kolejny rozdział pojawi się dużo wcześniej :)

Mogę liczyć na 30 komentarzy w takim razie? :)

czwartek, 21 sierpnia 2014

21. Niesprzyjające warunki.

Dzisiaj wyjeżdżamy na nasze pierwsze wspólne spotkanie biznesowe. Czuję się dobrze, jednak mam jakieś dziwne przeczucia, jednak uważam, że z pewnością sobie poradzę. Chcę pokazać, na co mnie stać. W nocy udało mi się szybko i bezproblemowo zasnąć, by dziś ustać spokojnie na nogach. Jestem wypoczęta i gotowa do pracy, która mnie dzisiaj czeka na spotkaniu. Jeśli coś pójdzie nie tak, to będę za to winić tylko i wyłącznie siebie. Harry jest w tym doświadczony, wie, co robi, więc jemu pójdzie dość dobrze, ale jeśli mi nie, to znaczy, że nie jestem na tyle dobrze przygotowana. Chciałabym zdobyć jak najwięcej umiejętności, które przydadzą mi się później, gdy skończę pracę w Styles Corporation i rozpocznę w innym, wymarzonym dla mnie biurze. To mój życiowy cel, który pragnę osiągnąć i czerpać z tego jak najlepsze korzyści. Muszę się nauczyć wystarczająco dużo, by pracować w jeszcze większych firmach. Jeśli mi się nie uda, to być może wrócę, jednak lepiej będzie, jeśli będę myślała pozytywnie
- Gotowa? - pyta Harry, gdy obydwoje wsiadamy do jego samochodu. W odpowiedzi na jego pytanie kiwam twierdząco głową
- Jak nigdy. - dopowiadam. Brunet przekręca kluczyk w stacyjce, odpala samochód i rusza z chodnika. Swój wzrok kieruję na obraz za szybą. Dziś zanosi się na deszcz, chyba nawet na ulewę. Na niebie wiszą czarne, ciemne chmury, które zwiastują załamanie pogody. Wiatr mocniej kołysze drzewa wyginając gałęzie w łuki. Większa część osób schowała się już w domach, by uciec od pogody. Wiatr rozwiewa liście w parkach tworząc bałagan. Warunki nie sprzyjają podróży - Chyba będzie padać.
- Tak, najprawdopodobniej tak. - odpowiada. Wolałabym, żeby droga odbyła się w nieco lepszych warunkach, niż deszcz i być może burza z piorunami. Szczerze mówiąc lubię deszcz, jednak tylko, gdy delikatnie kapie z nieba. Małe krople odbijają się od chodnika, tworząc płytkie kałuże. Uwielbiam być wtedy w domu z ciepłym kakaem, pod kocem patrząc w okno na deszcz
- Uważasz, że deszcz przeszkodzi nam w spokojnym dotarciu na miejsce? Jeszcze chwila, a może zacząć padać. - odkręcam głowę w jego stronę, jest zbyt skupiony na drodze, by spojrzeć na mnie, jednak poświęca mi jedno, przelotne spojrzenie
- Wiesz, gdyby zaczęło padać i była burza, a warunki na drogach nie sprzyjałyby podróży, to możemy przecież zatrzymać się w motelu na jedną noc. - wzrusza ramionami. Wzrok kieruję na obraz przed nami. Powinniśmy dojechać na miejsce do jutra, ponieważ Harry wolał wcześniej wyjechać, by zdążyć na czas. Nie chce się spóźnić, bo to dla niego naprawdę ważne
- Wolałabym, żebyśmy dojechali na miejsce bez żadnych przeszkód. - zachichotał cicho z mojej wypowiedzi - Naprawdę. - odkręcam wzrok w jego stronę - A tak w zasadzie, to z kim będziemy mieli do czynienia? - poświęcił mi przelotne spojrzenie
- Tam pracują sami doświadczeni ludzie, którzy z pewnością nie pozwalają sobie na jakiekolwiek błędy. Wszystko musi być perfekcyjne. Dbają o najmniejszy szczegół. Jeśli nie jesteś wystarczająco dobra, to nie pozostaje nic innego, niż tylko zwolnić cię.
- Czyli, że gdybym na przykład zrobiła coś źle lub palnęła głupotę, to automatycznie zostaję zwolniona? - kiwa twierdząco głową
- Zgadza się. - czyli surowe zasady panują nie tylko u Harry'ego. Szczerze mówiąc, to czasami mnie przeraża swoim nastawieniem do pracy i aurą. Wszystko traktuje bez uczuciowo, poważnie, jakby nic się dla niego nie liczy oprócz jego dominacji nad wszystkimi pracownikami. Nie pozwala sobie na nieposłuszeństwo, ani jakiekolwiek błędy. Uwielbia kontrolę, którą każdego dnia pokazuje. Za popełnienie jakiegokolwiek błędy grozi automatyczne zwolnienie z pracy. Musisz na siebie uważać, chyba, że chcesz mieć z nim na pieńku. Nie możesz mu pyskować, sprzeciwiać się, ani próbować oszukiwać w jakikolwiek możliwy sposób. Swoje prawdziwe oblicze ukrywa pod maską biznesmena. Jeśli chce, to potrafi być opiekuńczy, wyrozumiały, czy uroczy. Jednak czasami potrafi dać w kość. W pewnej chwili na przedniej szybie zaczęły pojawiać się pojedyncze krople deszczu. Z czasem niewielka mżawka zmieniła się w ulewę. Duże krople wody uderzają w ziemie tworząc szybko głębokie kałuże. Harry włączył wycieraczki, by deszcz całkowicie nie przysłonił szyby. Wszystko zrobiło się ciemne, niemal czarne przez mrok wieczora
- Cholera, będziemy musieli zatrzymać się w motelu na noc. Nie damy rady jechać w taką ulewę. - wypuścił powietrze z płuc
- Musiało się akurat teraz rozpadać? - obydwoje nie jesteśmy zadowoleni z tego, że pogoda psuje naszą spokojną podróż
- W okolicy jest motel, możemy tam się zatrzymać. Stąd widać już światła. - mam tylko nadzieję, że dojedziemy na czas.
Harry parkuje samochód na parkingu przed motelem. Zakładam na głowę marynarkę, by deszcz nie zmoczył moich włosów i części ubrań. Zgasza silnik, po czym oboje szybko wychodzimy z samochodu. Szybkim krokiem wchodzimy do środka motelu. Wewnątrz jest znacznie cieplej i jaśniej, niż na zewnątrz budynku. Zdejmuję z siebie marynarkę i zawieszam ją na ramieniu. Weszliśmy do dość dużego budynku, w którym mamy spędzić noc. Panują tu ciepłe kolory o odcieniach jasnego beżu. Na ścianach powieszone krajobrazy, fotografie koni, na środku stoi duża kanapa, która służy do odpoczynku i kilka mniejszych foteli lub krzeseł. Po lewej stronie znajdują się drzwi od windy. Dwa korytarze po obu stronach holu prowadzą do głębszych zakątków motelu i pokoi dla zmęczonych gości. Przy wejściu znajduje się lada, a za nią młoda kobieta, brunetka, około 23. lat.
- Dobry wieczór. - odzywa się do niej Harry, po usłyszeniu jego głosu unosi wzrok zza lady i skupia swój wzrok na nas
- Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? - uśmiecha się przyjaźnie w naszą stronę, od razu mogę stwierdzić, że jest przyjacielska
- Pokój dla dwóch osób na jedną noc. - brunetka po usłyszeniu zaczyna robić coś przy komputerze. Harry raczej powinien zamówić dwa pokoje, a nie jeden. Nie zamierzam spać z nim w jednym pokoju, a co dopiero w łóżku. Brunetka podała nam klucze do pokoju nr. 15 oraz odpowiednią kwotę do zapłaty. Harry wyjął z kieszeni portfel z pieniędzmi, którymi zapłaci za nocleg
- Życzę miłej nocy. - powiedziała na pożegnanie. Odwróciliśmy się, by pójść do 'naszego' pokoju, w którym 'spędzimy' noc
- Dlaczego wziąłeś tylko jeden pokój? Nie zamierzam z tobą spać w jednym łóżku. - niech nie myśli, że ujdzie mu to na sucho
- Przez przypadek. - uśmiechnął się zadziornie i równie bezczelnie. Ze zdenerwowania splotłam obydwie ręce na piersi. Bezczelny uśmieszek wcale nie chce zniknąć z jego twarzy. Chętnie bym zdarła ten głupkowaty uśmieszek. Czy on naprawdę uważa, że będziemy spać w jednym łóżku? Jeśli będzie tam jakikolwiek fotel lub kanapa, to on będzie na tym spał. Nie zamierzam dzielić z nim jednego łóżka, kto wie, co przyjdzie mu do głowy? Weszliśmy do windy. Harry nacisnął odpowiedni guzik, a winda ruszyła
- Jeśli będzie fotel, czy kanapa, to śpisz na tym. - cichy śmiech wydostaje się z jego ust, mi nie jest tak bardzo do śmiechu
- Wolę spać z tobą. - oparłam się o ścianę windy, ręce nadal mam splecione na piersi i atakuję go morderczym spojrzeniem
- Będziesz spał na fotelu, albo kanapie. Jesteś moim szefem, a nie chłopakiem, więc lepiej trzymaj się ode mnie z daleka. - drzwi windy rozsuwają się, wychodzę szybkim krokiem, jako pierwsza, zaraz za mną Harry. Idziemy korytarzem, dopóki nie zauważam drzwi z numerem 15. Naburmuszona podchodzę do nich - Otwórz te drzwi. - rozkazuję. Powoli doprowadza mnie do szału, kiedy uśmiecha się w ten głupi sposób. Otwiera drzwi i wpuszcza mnie pierwszą do środka. Zapalam światło. Pokój jest dość przyjemny. Ściany w kolorze beżowym, na podłodze rozciągają się ciemno brązowe panele. Duże łóżko stoi niedaleko olbrzymiego okna z widokiem na miasto, które jest przyciemnione przez deszcz. Krople zdążyły opanować już całą szybę. Niedaleko łóżka niewielka, biała kanapa, obok niej fotel tego samego koloru. Przynajmniej ma na czym spać, zamiast na podłodze. Przed kanapą i fotelami stoi niewielki szklany stolik. Z nóg zdejmuję wysokie szpilki i kładę je przy drzwiach na małej wycieraczce
- Może porozmawiamy jeszcze o jutrzejszym spotkaniu, żeby wszystko było dokładnie wyjaśnione? Nie chcę żadnych nieporozumień i problemów. - proponuje. Kiwam twierdząco głową, po czym siadam spokojnie na kanapie
- Napiłabym się czegoś. - rozsiadam się wygodnie. Harry nic nie mówiąc podchodzi do ściany niedaleko drzwi, na której wisi telefon, z którego zapewne zadzwoni po kogoś z obsługi, by zamówić coś do picia dla nas obojga. Słyszę, że zamawia czerwone wino. Zwariował? Jutro mamy spotkanie, a on chce tak po prostu wypić wino? Musi być w formie, żeby jutro normalnie funkcjonować. Musi się położyć wcześnie, niż robił to dotychczas. A co będzie, jeśli opróżni całe wino i wstanie jutro rano na kacu?  - Może lepiej by było, gdybyś zamówił jakiś sok, albo chociażby wodę. - wraca i siada obok mnie na kanapie
- Rozluźni atmosferę. Widzę, że stresujesz się przed spotkaniem. Wyluzuj, a wszystko będzie dobrze. Wiem, że dasz sobie radę. - próbuje mnie podnieść na duchu, jednak wiem, że to nie wystarczy. To dla mnie ważne i nie chcę tego zepsuć. To dla mnie szczególnie ważne, skoro chcę się 'wybić'. W pewnej chwili do naszych uszu dobiega pukanie do drzwi. W tym motelu jest bardzo szybka obsługa. Harry wstaje z kanapy, aby iść otworzyć. Po krótkiej chwili wraca z winem i dwoma lampkami - Wiem, że jesteś zdolna i poradzisz sobie. Nie ma się czym martwić. - otwiera butelkę z winem i nalewa do lampek, jedną z nich podaje mi
- Dziękuję, że tak uważasz. - obydwoje bierzemy swoje lampki do rąk, unosimy je, by wznieść toast
- Za jutrzejsze spotkanie, aby wszystko poszło po naszej myśli. - stukamy w swoje kieliszki, biorę pierwszy łyk czerwonej cieczy do ust. Przyjemnie rozpływa się w moim gardle dając przyjemne uczucie lekkiego, powolnego rozluźnienia. Wypijam całą zawartość jednym łykiem. Potrzebuję tego chyba bardziej, niż on. Harry bez dłuższego namysłu nalewa mi jeszcze więcej
- Mogę bez wahania powiedzieć, że wzniesiemy naszą firmę na sam szczyt. - opiera się na kanapie. Patrzy w moją stronę. Dokładnie skanuje moje ciało, przygryza wargę lub jeździ po niej palcem. Widzę, że w jego oczach powoli rozbłyskuje pożądanie
- Wiesz, czasami tak się zastanawiam. Dlaczego ty wszystko wytrzymujesz tak spokojnie? Musisz utrzymać taki ciężar związany z utrzymaniem firmy, musisz dbać o klientów, pracowników. - opiera się łokciem o oparcie kanapy, dłonią podtrzymuje głowę, w drugiej dłoni trzyma lampkę z winem, którą opiera o udo, by nie wypadła mu i nie rozbiła się na podłodze
- Po prostu lubię swoją pracę. - upija dwa łyki wina - Lubię mieć kontrolę, a firma mi to umożliwia. - wzrusza ramionami
- Nie za dużo tej kontroli? - kiwa przecząco głową. Z każdym kolejnym łykiem czuję się coraz bardziej rozluźniona. Alkohol rozpływa się w naszych żyłach. Obydwoje stajemy się coraz śmielsi w rozmowie, nasza pewność siebie wzrasta. Bardziej przejmujemy się swoimi ciałami, ustami lub oczami. Przybliżamy się do siebie bardziej. Nasze twarze niemal się ze sobą stykają. Po opróżnieniu całej butelki wina czuję w sobie nagłą chęć posmakowania jego ciała, ust. Odbieram od niego jego lampkę z niedokończonym winem i odstawiam na stolik, po czym siadam okrakiem na jego kolanach. Bez przeciągania wpijam się w jego pełne wargi. On oddaje pocałunek. Rozchylił wargi, bym mogła wtargnąć tam językiem. Jego duże dłonie wędrują na moje uda, przy czym mocniej je zaciska. Napieram na jego ciało, by położył się. Wstaję do pozycji siedzącej, żeby zacząć rozpinać bluzkę, jednak zanim rozpinam pierwszy, on zatrzymuje mnie. Wstaje razem ze mną z kanapy ciągnąc mnie za rękę na łóżko. Razem opadamy na nie. Harry znajduje się pomiędzy moimi nogami, lekko przygniata mnie swoim ciałem. Jego usta lądują na mojej szyi. Jęknęłam pod wpływem rozkoszy, jego dłoń wciąż pnie się ku górze po moim udzie. Podniosłam się, żeby podeprzeć ciało na łokciach. Moja spódnica jest podciągnięta, prze co ukazuje moją dolną część bielizny. Zatapiam swoje palce w jego włosach, podczas gdy on składa pocałunku na mojej żuchwie. Zamykam na chwilę oczy oddając się przyjemności. Odchylam głowę, by dać mu większy dostęp. Przygryza i ssie skórę, powodując przyjemne uczucie w podbrzuszu. Przenoszę palce na jego ramiona i ściągam marynarkę, kieruję się w dół, na tors i odpinam guziki od jego koszuli, która chwilę później ląduje na podłodze razem z marynarką. Rozchylam szerzej nogi, tym samym czuję między nimi krocze bruneta napierające na moje. Jego usta schodzą coraz niżej, naznaczają każdy, nawet najmniejszy centymetr mojego ciała
- Możemy pozbyć się teraz bluzki? - mruknął, chichoczę cicho w odpowiedzi. Swoje palce przenosi na moją koszulę i rozpina guziki. Kątem oka widzę, jak oblizuje wargi widząc moje prawie odkryte piersi. Koszula wędruje na podłogę niedaleko połowy jego garderoby. Jednym i zdecydowanym ruchem odpiął zamek, a następnie pozbył się mojej spódnicy. Przez moje ciało przechodzi zimny dreszcz spowodowany brakiem ubrań. W pomieszczeniu jest dość chłodno w porównaniu do naszych rozgrzanych ciał. Wkrótce pojawia się gęsia skórka. Harry zawiesza dwa palca, na dolnej części mojej czarnej bielizny i zrywa ją szybkim i precyzyjnym ruchem. Odrzuca je gdzieś na bok, jego dłonie z powrotem wracają na moje uda. Z mojego gardła mimowolnie wydostają się ciche jęki rozkoszy, które satysfakcjonują go do dalszego zwiedzania ciała. Pragnę go, nawet bardzo. Harry położył się na moim ciele, jednak nie na tyle, by przygnieść mnie. Jego usta napierają na moje. Rozchylam usta, a jego język wtarga do mojego wnętrza. Czas się zatrzymuje, wszystko przestaje istnieć. Jego usta są miękkie i ciepłe. Niemal rozpływam się pod nim. Czuję zapach jego mocnych, męskich perfum. Kładę dłoń na jego karku i przyciągam mocniej jego twarz do mojej. Drugą dłonią staram się zdjąć jego spodnie. Jego rosnący członek napiera na moje udo powodując większe podniecenie. Pieszczę jego język, a on uśmiecha się poprzez pocałunek. Jego uścisk zaciska się na mojej talii, gdy w końcu pozbywam się spodni. Zdecydowanym ruchem ściągam bokserki. Każda część naszej garderoby trafia na podłogę. Odsuwa się ode mnie patrząc mi w oczy
- Nie przedłużajmy tego. - uśmiecha się z charakterystycznym westchnieniem. Przychyla się w kierunku swoich spodni, z których wyjmuje szarą folijkę - Byłeś przygotowany? - nie udaję, że jestem odrobinę zszokowana. Oblizuję usta na widok jego sporych rozmiarów penisa, powodując jeszcze większy uśmiech na twarzy chłopaka
- Podoba ci się, prawda? - jego seksowny głos powoduje u mnie chęć szybkiego zbliżenia. Serce bije, jak szalone, a oddech jest płytki. Zakłada prezerwatywę na swojego nabrzmiałego przyjaciela, widać, że ma w tym wprawę. Harry uśmiechnął się pod nosem i odwrócił na chwilę ode mnie wzrok - Proszę się przygotować. - brunet chwycił penisa w dłonie i zaczął pocierać go o moje wejście, sprawiając, że mięśnie brzucha niekontrolowanie napięły się. Mruczę z rozkoszy, gdy Harry powoli wsuwa go. Ciepło rozpływało się w podbrzuszu, wprawiając mnie w lekkie drżenie. Opiera się na łokciach, po czym bezproblemowo we mnie wchodzi. Mrużę oczy przez przyjemność, jaką mi w tej chwili daje. Przyjemnie mnie wypełnia. Oddycham jeszcze szybciej i nie równo, niż przed chwilą. Niezbyt delikatnie zaczyna się poruszać. Te uczucie można porównywać do niewyobrażalnej przyjemności, jednak  dochodzącej niewielkiego bólu. Brunet z każdą sekundą przyspiesza dając mi niewiarygodną rozkosz. Mocniej przyciska swoje krocze do mojego. Jego gorący oddech ląduje na moim ciele. Swoje dłonie kładę na jego pośladkach i przyciskam do siebie. Harry na moją prośbę przyspiesza swoje tempo tak, że łóżko na którym się znajdujemy, trzęsie się, jakby miało się za chwilę rozpaść. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to nie będziemy za nie płacić. Z jego ust wydobywają się jęki i westchnienia rozkoszy. Jego pchnięcia są niewiarygodnie mocne. Odpływam czując rosnącą przyjemność. Jego ruchy są jeszcze szybsze, niż mogę to sobie wyobrazić. Uderza we mnie tak mocno, że powoli czuję ból, ale nie myślę o tym zbyt długo. Jęki wydobywające się z jego ust są dla mnie, jak narkotyk. Moja dolna część zaczyna pulsować, zbliżam się do końca naszej przyjemności. Niekontrolowanie chwyciłam za prześcieradło i zaczęłam je ściskać. Z przyjemności przymykam oczy. Mięśnie na brzuchu znowu się zaciskają, a mimo otwartych ust nie mogę zaczerpnąć oddechu. Świat wokół mnie zanika, nie jest ważny. Z ust wydobywają się głośniejsze jęki. Plecy mimowolnie wyginają się w łuk. Niesamowita przyjemność wypełnia mnie. Fala rozkoszy rozlewa się po ciele. Zaciskam mocno powieki. Parę pchnięć Harry'ego i czuję, że on także poczuł to, co ja. Zmęczony i spocony pada obok mnie. Obydwoje nie możemy złapać oddechu. Jestem zadowolona i niewiarygodnie szczęśliwa. Powoli zaczynam się rozluźniać.
 
 
 
_______________________
 
Jeśli ta notka urazi kogoś w jakiś sposób, to przepraszam.
 Nie będę dodawała rozdziałów szybciej, niż tydzień, ponieważ ja męczę się z rozdziałem nawet po kilka godzin, zarywam noce, byleby dokończyć rozdział i go w miarę możliwości dodać, a czytelnicy po prostu 'olewają' to. Jestem pewna, że napisanie jednego komentarza nie zajmuje wam tyle, co napisanie rozdziału. Informuję, zarywam noce, piszę kilka godzin, a w zamian dostaję to, co dostaję. Liczba komentarzy maleje, chyba, że poproszę o daną ilość, która mnie uszczęśliwi. Informowanych jest 29, dochodzi jeszcze do tego liczba obserwujących. Na niektórych blogach czytelnicy czekają nawet kilka tygodni, bądź miesięcy, więc poczekać jeden tydzień to nie jest zbyt dużo. 
Jeśli w jakiś sposób kogoś uraziłam, to bardzo przepraszam. Wiem, że marudzę, ale ci, co piszą bloga na pewno mnie zrozumieją.

niedziela, 17 sierpnia 2014

20. Obawy.

Rankiem budzą mnie promienie słoneczne, które dostają się przez zasłony do pomieszczenia, w którym się znajduję. Światło drażni moje jeszcze zaspane oczy. Mruczę cicho pod nosem w geście irytacji, po czym przekręcam się na bok. Śnieżno białą pościel naciągam na głowę, by nie dopuszczać ani centymetra światła do oczu. Łóżko jest niezwykle wygodne, by z niego wstać. Niechętnie zrzucam z siebie kołdrę i wstaję do pozycji siedzącej. Dłońmi pocieram zaspaną twarz. Przeczesuje palcami włosy, ponieważ nie mam przy sobie żadnego grzebienia. Dopiero po rozejrzeniu się po pokoju orientuję się, że nie jestem w swojej sypialni. Musiałam wczoraj zasnąć, podczas pilnowania go. Na sobie nadal mam ubrania z wczorajszego dnia. Czarną spódniczkę z wysokim stanem, białą koszulę wkasaną w czarny materiał. Muszę wracać do domu, nie powinno mnie tutaj być. Zrzucam z siebie kołdrę. Wstaję z łóżka i kieruję się do wyjścia. Otwieram drzwi, by wyjść. Słyszę czyjeś kroki w kuchni. Być może tam jest Harry. Na boso idę w jego stronę. Do salonu dostaje się mniej rażącego światła, bo zasłony od drzwi tarasowych są przysłonięte. Widzę go za wysepką kuchenną, w dodatku jest tylko w czarnych bokserkach. Moje oczy niekontrolowanie zniżają się w dół, na jego pośladki. Teraz mam go przed sobą w całej okazałości, nie licząc bokserek. Muszę przestać się na niego gapić. Pamiętaj, Mercedes tylko i wyłącznie praca, nic więcej. Podchodzę do niego bliżej. Odchrząkam głośniej, by zwrócić jego uwagę
- Dzień dobry, Mercedes. - odwraca się w moją stronę, uśmiech od razu wskakuje na jego usta - Wiedziałem, że pewnego wieczora przyjdziesz tutaj. - w dłoniach trzyma niewielką paczkę z czerwonymi winogronami, które pojedynczo przeżuwa w buzi
- Wczoraj zadzwoniłeś do mnie, byłeś pijany w dodatku. Byłam pewna, że pod wpływem alkoholu zrobisz coś sobie. - od razu zaprzeczam. Niech nie myśli, że przyszłam do niego. Nie chciałam mieć go na sumieniu, gdyby ktoś znalazł go martwego, czy coś
- Dlatego mnie pocałowałaś? - odkłada owoce na blat kuchenny, ręce splata na piersi, lekko przechyla głowę w lewo i mruży oczy
- Byłeś pijany. Na pewno coś ci się uroiło. - chichocze cicho z mojej wypowiedzi - To był z pewnością alkohol.
- Całowałaś mnie. Nawet mam dowód. Rano przed lustrem zobaczyłem, że mam na ustach resztki twojej blado różowej szminki. Jak mi to wyjaśnisz? - udaje zamyślonego - Nie ma na to innego wytłumaczenia, niż to, że całowałaś mnie. Dobrowolnie.
- Nie tylko ja mam taką szminkę. Może wczoraj całowałeś się z jeszcze jakąś dziewczyną? Byłeś pijany i tyle w tym temacie.
- Wczoraj po kolacji z własnym ojcem od razu wróciłem do domu, tam dopiero napiłem się wina. Dziwne jest to, że akurat ty byłaś wczoraj w moim mieszkaniu i to ty masz taką samą szminkę, którą ja rano miałem na ustach. Jak to wytłumaczysz, skarbie?
- Może ty też malujesz usta taką samą szminką, co ja? - okropne kłamstwo, ale nie przyznam się do tego, że go pocałowałam
- Sugerujesz, że maluję się? - dłonie wyrzucam w powietrze, jakby chcę obronić się przed atakiem, podchodzę do wysepki kuchennej i siadam na jednym z wysokich wolnych krzeseł - W łazience mam raczej męskie rzeczy, zamiast jakiś kosmetyków.
- A skąd mam mieć pewność, nie sprawdzałam twojej łazienki. - opieram się obydwoma łokciami o blat wysepki kuchennej
- Zapewniam, że nie. - pochyla się nad blatem, opiera się łokciami - Skończmy temat. Może wypijesz kawę, albo chociaż herbatę?
- Kawę. - kiwa głową w odpowiedzi. Odkręca się do mnie tyłem. Wyjmuje z szafki dwa białe kubki oraz kawę. Do kubków wsypuje dwie łyżeczki kawy i cukru. Zaparza je gorącym wrzątkiem, po czym podaje mi - Dziękuję. - biorę do rąk kubek, który przykładam do ust, by upić niewielki łyk gorącej cieczy - Powinniśmy chyba uzgodnić sprawy dotyczące jutrzejszego spotkania, prawda?
- Tak, mam kopie w domu, więc nie musimy jechać specjalnie do biura po dokumenty. Możemy to załatwić na miejscu. Tutaj.
- Wolałabym, żebyśmy zrobili to w biurze. - poprzednim razem też zapewniał, że możemy załatwić sprawę reklamy w jego mieszkaniu. Skończyło się tym, że próbował się do mnie dobrać, a ja uderzyłam go w krocze i oczywiście uciekłam
- Chciałabyś widzieć spojrzenia ludzi, których będzie ciekawiło to, dlaczego przyjechaliśmy razem do pracy? Mogliśmy być na przykład po spędzonej nocy razem, albo jeszcze moglibyśmy wracać z jakiegoś hotelu, także po upojnej nocy.
- Oczywiście, że tego nie chcę. - zaprzeczam. Nikt nie może zobaczyć nas razem. Nie chcę słyszeć plotek na swój temat. Plotki to zawsze kłamstwa, jednak z małym ziarenkiem prawdy. Nie chcę słyszeć, że romansuję z własnym szefem, ponieważ to kłamstwo
- Więc załatwimy to tutaj. - bierze swój kubek do rąk, z którego upija łyk brązowej cieczy - Pójdę się ubrać, a ty jeśli chcesz, możesz wziąć prysznic. - odstawia kubek i kieruje się do swojej sypialni - Niedawno była tutaj moja siostra, zostawiła po sobie jakieś ubrania, może chcesz się przebrać? - niepewnie skinęłam głową. Odwraca się i idzie do sypialni. Czekam na niego, by iść wziąć poranny prysznic. Czuję się nieswojo będąc u niego w domu. W każdej chwili może się coś stać. Obawiam się, że w końcu może między nami do czegoś dojść. Tego najbardziej się obawiam. Obawiam się tego, że mogę się w nim zakochać. Nie chcę tego. Nie chcę się w nim zakochać. Wiem, że nie jestem zdolna do miłości, jednak zdołałam zakochać się w Will'u, więc skąd mam mieć pewność, że to nie będzie to samo z Harry'm? Nigdy nie mamy pojęcia, co może się stać, ani w kim się zakochamy. Nie chcę obdarzyć go uczuciem, bo wiem, że on nie jest taki, jak ja. On z pewnością nie chce być w stałym związku, nie będzie dbał o swoją dziewczynę. Widzę, jak zachowuje się wobec mnie. Nie szanuje mnie, jako kobiety. Uważa, że przy pierwszej okazji wskoczę mu do łóżka. Jestem dla niego tylko nic nie znaczącą asystentką. Gdyby mógł, to wykorzystałby mnie i zwolnił, jednak nie dopuszczę do tego. Nie chcę, by zwolnił mnie. Nie pasujemy do siebie i dlatego wciąż skaczemy sobie do gardeł. Czasami mam myśli, że chciałabym wszystko rzucić i po prostu pracować u taty w biurze. Tam byłabym szanowana przez szefa, który byłby moim tatą. Moje myśli zostały przerwane przez męskie odchrząknięcie. Odwróciłam się przodem do Harry'ego, który wyciąga w moim kierunku ubrania. Biały, bawełniany sweter oraz czarne, obcisłe spodnie. Wstaję z miejsca i odbieram od niego rzeczy
- Idź się wykąpać, a ja przygotuję dokumenty w bibliotece. - kiwam głową w odpowiedzi. Idę w kierunku łazienki. Chciałabym mieć to już wszystko za sobą. Powinnam wziąć sobie kilkudniowy urlop, by wszystko w spokoju przemyśleć. Powinnam przemyśleć to, czy na pewno chcę pracować jako jego asystentka. Wciąż dręczą mnie myśli o ciągłym pilnowaniu się, w szczególności męczy mnie moje sumienie. Chciałabym w spokoju chodzić do pracy bez ubaw, że szef może mnie dotknąć. Wcale nie powinno mnie tu być, powinniśmy być w biurze, nie tutaj. Jestem jeszcze bardziej zdenerwowana, bo wiem do czego on jest zdolny. Nie podoba mi się to, że tracę swoją pewność siebie przy nim i skutki są okropne. To wszystko przez jego oczy. Potrafią mnie przerazić, ale jednocześnie zaintrygować. Naciskam na klamkę, by otworzyć drzwi i wchodzę do łazienki. Rozbieram się do naga, po czym wchodzę pod prysznic. Odkręcam ciepłą wodę, która otula przyjemnie moje ciało. Są tutaj tylko męskie szampony, jednak zauważam mydło o zapachu róż. Nie mam innego wyjścia. Rozcieram mydło w dłoniach i okrężnymi ruchami myję swoje ciało. Resztki spłukuję wodą. Przez przypadek rozlewam ją na płytki. Wyciągam rękę po ręcznik, którym owijam się. Wychodzę spod kąpieli. Przez moją nieuwagę nie zauważam kałuży wody, w skutek czego przewracam się. Upadając zawadzam o szafkę, przez co rozcinam sobie skórę na czole. Czuję, jak powoli ze skóry kapie krew. Przykładam dłoń do czoła, by zatamować jakoś krwawienie
- Harry! - wołam go, aby pomógł mi - Harry, proszę przyjdź! - krzyczę. Słyszę jego szybkie kroki. Mocno szarpie za klamkę i wchodzi do łazienki. Widząc mnie siedzącą na podłodze z krwią na czole podbiega do mnie zszokowany i klęka przy mnie - Przewróciłam się o kałużę wody i rozcięłam sobie skórę. - odpowiadam na jeszcze nie zadane przez niego pytanie. Nic nie mówiąc bierze mnie na ręce w ślubny sposób i wynosi z łazienki. Kieruję się do salonu. Kładzie ostrożnie na kanapie. Podchodzi do jednej z szafek kuchennych i wyciąga z niej białą, podręczną apteczkę z czerwonym krzyżykiem. Siada niedaleko mnie. Przysuwa się bliżej, żeby mieć większy dostęp do mojego nieco zakrwawionego już czoła. Wyjmuje z apteczki jakiś materiał, którym wyciera krople krwi ze skóry. Na gazik wylewa wodę utlenioną, którą wyczyści ranę. Mocno zaciskam szczękę, zanim jeszcze mnie dotknie
- Może nieco za szczypać. - uprzedza mnie. Delikatnie dotyka i wyciera krew, by sprawić mi jak najmniej bólu. Mogłam uważać i wytrzeć tamtą kałużę wody, zanim zdecydowałam się wyjść spod prysznica. Przynajmniej teraz nie miałabym rozciętego czoła
- Przepraszam. - zdziwiony odciąga dłoń od skóry, w geście niezrozumienia marszczy brwi - Przepraszam, za kłopot.
- Nie ma żadnego kłopotu. To mogło zdarzyć się każdemu. Powraca do wykonywania swojej czynności. Cicho jęczę, gdy mocniej naciśnie na skórę. Staram się nie patrzeć w jego oczy. Po wyczyszczeniu rany nakleja plaster, by nie dostały się do rany bakterie. Na koniec całuje mnie delikatnie w ranę, jak mama dziecka, które przed chwilą wróciło z płaczem z dworu z rozciętym kolanem lub inną częścią swojego drobnego ciała. Zdziwiona jego uroczym ruchem unoszę lekko kącik ust do góry, on odpowiada tym samym
- Jest mi głupio. Powinnam uważać. - chowa wszystko z powrotem do białej apteczki i odkłada ją na podłogę obok kanapy
- To mogło zdarzyć się każdemu. - powtarza swoje słowa. Wzdycham głośno, czuję się skrępowana, gdy siedzę przed nim w samym ręczniku, w dodatku nie mam pod ręcznikiem żadnej bielizny. Nerwowo splatam ze sobą palce i przygryzam wargę
- Powinnam się ubrać. - mówię po chwili ciszy. Musimy omówić sprawy jutrzejszego spotkania, a nie siedzieć bezczynnie na kanapie. Wstaję ze swojego miejsca i idę z powrotem do łazienki ubrać się. Zakładam bawełniany, biały, nieco za duży na mnie sweter i czarne, obcisłe spodnie. Wychodzę kierując się do biblioteki, w której jest z pewnością już Harry. Wchodzę i zastaję go siedzącego nad dokumentami. Podchodzę i siadam niedaleko niego, by zachować odpowiedni między nami dystans
- Od czego mamy zacząć. - biorę jedną kartkę do rąk i zaczynam czytać to, co jest na niej napisane czarnym tuszem
- Po pierwsze musisz się porządnie wyspać, żeby jutro nie wyglądać na niewyspaną. Po drugie chciałbym, żebyś rozmawiała tylko ze mną i wyłącznie ze mną. - przybiera poważniejszy, groźniejszy ton, powraca bezczelny i władczy biznesmen - Najlepiej by było, gdybyś mówiła do mnie pan Styles, a nie Harry. Musisz się mnie pilnować, słuchać mnie i jeśli nie będziesz miała nic ciekawego do powiedzenia, to siedź cicho na swoim miejscu. Jesteś moją asystentką, więc pokaż się z jak najlepszej strony. - patrzę na jego twarz, jest zbyt zajęty papierami, żeby spojrzeć na mnie. Powrócił dominant, którego nie potrafię znieść
- Dobrze. - odkładam kartkę papieru na stolik i opieram się o kanapę - Moglibyśmy porozmawiać? - wciąż na mnie nie patrzy
- Ciągle rozmawiamy. - chowa dokumenty do teczek
- Chciałabym wziąć urlop. - nieruchomieje, odwraca głowę w moją stronę - Tylko na kilka dni.
- Mogę wiedzieć w jakim celu? - zmarszczka na jego czole powiększa się, gdy zbieram się do wypowiadania zdań
- Muszę uporządkować parę spraw. Dokładnie wszystko przemyśleć. To tylko kilka dni, nic wielkiego.
- Przykro mi, ale nie mogę się na to zgodzić. - wypuszczam całe powietrze z płuc w geście całkowitej porażki - Muszę mieć cię przy sobie przez cały czas asystentkę. Doskonale wiesz, że nie możesz opuszczać się w pracy, a ja nie mogę jej zaniedbać. Potrzebuję cię w biurze. Jest mi naprawdę przykro, ale nie mogę się na to zgodzić.
 
 
 
 
_______________________________________
 
Rozdziały będą się pojawiały w każdy czwartek! 
Mogę liczyć na 20 komentarzy? :)

wtorek, 12 sierpnia 2014

19. Niekontrolowany ruch.

Powolnym krokiem kieruję się do mieszkania nr. xxx. Jest ono na samej górze, więc zajęło mi trochę czasu na dotarcie tutaj, jednak warto, ponieważ widok za oknem jest idealny. Doskonale widać panoramę Londynu. Pogoda niezbyt dopisuje. Nad miastem wiszą szare chmury, które zwiastują przybycie deszczu. Unosi się lekka mgła nad całym miastem. Dziś temperatura z pewnością nie przekroczy temperatury równej w lecie. Chociaż wolę, gdy na zewnątrz przez chmury delikatnie przedziera się słońce, wieje lekki, przyjemny wiatr, który rozwiewa moje włosy, jest czym oddychać, a temperatura nie zachęca do spędzenia dnia w ciepłym domu. Jestem ciekawa, jaką nietypową sprawę ma dla mnie Harry? Jest ze swoim ojcem, więc może chce, bym sama zajęła się biurem podczas jego chwilowej nieobecności, albo żebym po podpisywała jakieś dokumenty? Chociaż nie wiem, czy nadawałabym się do tego, by zastąpić go w pracy. Nie jestem na to gotowa. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia, co tym razem wymyślił. Podchodzę do dużych, mahoniowych drzwi. Pukam w drewno, by ktoś usłyszał mnie i otworzył je. Po kilku chwilach oczekiwania postanawiam nacisnąć na klamkę, by sama wejść do środka. Piękny apartament. Musiał sporo kosztować jego właściciela. Wszystko dokładnie dopracowane przy pomocy z pewnością najlepszych projektantów wnętrz w Londynie. Z chęcią mogłabym tutaj zamieszkać, gdyby było mnie na to stać. Nagle do moich uszu dociera czyjś męski śmiech. Idąc za nim na pewno natrafię na Harry'ego i jego ojca. Idę przez korytarz kierując się za dość znanym mi dźwiękiem. Otwieram pierwsze lepsze drzwi, w których być może znajdują się poszukiwane przeze mnie osoby. Wchodzę do pomieszczenia, w którym na środku stoi sporej wielkości ring, a na nim są walczący Harry i pan Styles. Obydwoje bez koszulek, w samych spodenkach. Niekontrolowanie zagryzam wargę widząc tors Harry'ego. Ma idealnie opaloną skórę, wyraźnie wystające obojczyki, klatka piersiowa szeroka i bardzo umięśniona. Mięśnie brzucha idealnie wyrzeźbione, opalone, każde zaokrąglenie pięknie ukształtowane na torsie. Spoglądając w dół widać głęboką linię V ciągnącą się od ud oraz znikającą pod spodenkami. Naprężone mięśnie odznaczają się pod idealną skórą. Całość, jakby wyrzeźbiona przez anioły. Otrząsam się ze swojego transu poprzez pokręcenie głową, próbując wyrzucić te myśli z własnego umysłu. Tony łapie Harry'ego za szyję i rękoma przyciska do swojej skóry pod pachą
- Przy mnie jesteś żółtodziobem. - obydwoje śmieją się z jego komentarza. Ich relacje muszą być wspaniałe, z pewnością cieszą się z każdej chwili, którą mogą spędzić razem, jak ojciec z synem. Odchrząkam głośniej, by w końcu zwrócili na mnie uwagę. Jak na komendę od razu odpychają się od siebie widząc mnie - Wstyd mi przynosisz. - chichoczę cicho pod wpływem jego słów. Schodzą z ringu i podchodzą do niewielkiej kanapy, na której mają dla siebie białe ręczniki, którymi wycierają spocone ciała
- Dlaczego pan prosił, bym przyszła? - pytam, gdy podchodzi bliżej mnie. Moje oczy od razu kieruję z powrotem na jego tors. Ma wiele tatuaży, które zdobią jego idealnie wyrzeźbione ciało. Gdyby nie było tu Tony'ego, z pewnością rzuciłabym się na niego
- Chciałbym, żebyś zamówiła rezerwację w jednej z Londyńskich restauracji. Na dziś wieczorem, dla dwóch osób. - wzrok kieruję na jego oczy. Na twarzy gości zaczepny, łobuzerski uśmiech, zapewne spowodowany moim gapieniem się na jego ciało - Najlepiej będzie, jeśli zarezerwujesz stolik przy oknie, na godzinę 20:00. - kiwam głową na dodatkowe potwierdzenie jego polecenia
- Dobrze. - wzrok kieruje nieco niżej, oblizuje wargi, patrząc na moje piersi - Coś jeszcze? - pytam, by odciągnąć jego oczy
- Nie, to jak na razie wszystko. Jutro spotkamy się w firmie, by jeszcze dokładnie dopiąć na ostatni guzik wszystko w sprawie spotkania, na które wybieramy się już pojutrze. - moja silna wola powoli słabnie. Jeśli będę się kontrolowała, to być może ominę rzucenie się na niego. Nie potrafię myśleć o niczym innym, podczas, gdy on stoi przede mną bez koszulki, w dodatku w samych spodenkach. Walczę z tym, by nie spróbować go dotknąć. Wiem, że nie mogę, ale to jest silniejsze ode mnie samej. Cholera, to jest mój szef, a ja myślę o nim pod kątem erotycznym. Powinnam się ogarnąć, bo nie wyjdzie z tego nic dobrego
- Przepraszam, że spytam, ale wszystko w porządku? Wiesz, chodzi mi o Will'a. - wzdycham głośno, zanim moje usta otwierają się, by odpowiedzieć na jego pytanie, które niespodziewanie opuściło jego usta
- Chciałabym, żeby było w porządku, żeby to nigdy się nie zdarzyło. Chociaż jakoś sobie na pewno poradzę. - uśmiecham się
- Wiesz, gdybyś miała jakiś problem, to zawsze możesz skierować się z tym do mnie.
- Wiem. - zamilkłam na chwilę - Cóż, to do zobaczenia jutro w pracy. - chcę odwrócić się do niego tyłem, jednak on ma znacznie inne plany, niż ja. Niespodziewanie pociąga za mój nadgarstek i okręca mnie, bym stała do niego przodem. Patrzę na niego zdziwionym wzrokiem, podczas gdy on, uśmiech się w dość podejrzany sposób. Zwykle mogłabym pomyśleć, że po prostu się uśmiecha, ale to jest wyraźnie inny uśmiech, jakby właśnie coś planuje, albo już ma podsunięty pewien pomysł
- Może chcesz spróbować? - podbródkiem wskazuje na ring, od razu kiwam przecząco głową - Dlaczego? Chodź, będzie fajnie. - ku mojemu zaskoczeniu Tony zdążył już zniknąć gdzieś. Harry wchodzi na ring, unosi jedną linę, jedną nogę zakłada za nią, żeby wejść na środek. Z drugą nogą robi to samo. Robię na odwrót to, co zrobił on. Siadam na ringu, kładę się na plecach i turlam pod linami. Zadowolona z siebie wstaję i staję niedaleko niego - Cóż, można i w ten sposób. - chichocze cicho pod wpływem mojego dosyć dziwnego ruchu, który z pewnością rozbawił go. Bierze do rąk parę rękawic, po czym podaje mi - Załóż. - wykonuję jego polecenie, on powtarza moją czynność. Oddala się ode mnie o dwa kroki, byśmy stali w większej odległości od siebie
- Co mam robić? - zdejmuje swoje wysokie szpilki, które odrzucam gdzieś na bok, by nam zbytnio mi nie przeszkadzały
- Uderz mnie. - mówi nagle, jakby wcale nie zastanawiał się nad tą wypowiedzią, która niekontrolowanie opuściła jego usta
- Co? Nie uderzę własnego szefa. - zaprzeczam jego słowom. Tak nie wypada, jednak w żadnym regulaminie pracy nie ma takiego ustalenia, że nie mogę uderzyć szefa rękawicą na ringu, nawet w dodatku, gdy on sam tego sobie życzy ode mnie
- Spokojnie, nie wyrzucę cię z pracy. A może potrzebujesz motywacji? - na jego twarzy pojawia się bezczelny uśmieszek - Może odpłacisz mi za to, że pociągam cię, chociaż wcale nie możesz mnie dotknąć? - zaczyna krążyć po ringu - Może za to, że jestem zbyt seksowny? - porusza zabawnie brwiami - Albo wiem, odpłacisz mi za to, że po prostu na mnie lecisz, ale nie chcesz tego okazywać publicznie? - podchodzi do mnie bliżej, aby nasze klatki piersiowe były w odległości kilku centymetrów
- Teraz to przesadziłeś. - śmieje się z moich słów. W odpowiedzi zadaję mu mocniejszy cios w twarz, przez co przekręca się
- To było dobre, ale to nie wystarczy. Musisz się bardziej postarać, mała. - kolejny raz chcę uderzyć go w twarz, jednak szybko łapie za moją dłoń, żeby powstrzymać mnie - Robisz to za wolno, mała. - moja złość wzrasta na nowy poziom, gdy nazywa mnie w ten sposób - No dalej, musisz nauczyć się bronić. - zdenerwowana zdejmuję rękawicę, którą rzucam w niego. Ku mojemu zaskoczeniu trafia mocno w jego krocze. Momentalnie skula się łapiąc za bolące miejsce, zaskoczona zakrywam usta dłońmi
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. - podbiegam do niego, by sprawdzić, czy wszystko w porządku
- Chciałem, żebyś mnie uderzyła, ale nie tutaj. - mówi szeptem przez ból, który nieumyślnie mu zadałam
- Powiedziałeś, że mam się nauczyć bronić, a to jest właśnie najlepszy sposób dla kobiety. - swój wzrok kieruje na mnie
- Wiesz, myślałem, że zajmiesz się nim w inny sposób, zamiast rzucać w niego rękawicą. - puszcza w moją stronę oczko
- Zboczeniec. - wstaję, po czym schodzę z ringu. Biorę swoje buty, które szybko zakładam. Torebkę zawieszam na ramieniu. Idąc czuję jego wzrok na swoich pośladkach. Cholera, z pewnością pod wpływem widoku jego ciała miękną mi kolana, co nie zmienia faktu, że to dupek. Naciskam na klamkę, by drzwi ustąpiły. Wychodząc słyszę jego chichot. Wychodzę z pomieszczenia, a następnie z mieszkania. Muszę zarezerwować jeszcze stolik dla ich dwójki. Podoba mi się jego pomysł na spędzenia wspólnego wieczoru z własnym ojcem. Z pewnością świetnie się dogadują, przykładem są ich zaczepki słowne, które przerodzone są w żarty. Miło spędzą czas, który ogranicza ich do tego. Obydwoje są cenionymi biznesmenami, więc nie mają zbytnio dla siebie czasu. Gdybym była na ich miejscu, to na pewno nie chciałabym zawieść swoich klientów przez swoje zachcianki.
 
*
 
 Po wykonaniu wszystkich zadań, które miałam wykonać, wracam do domu. Niemal padam na twarz. Jestem strasznie zmęczona, na dodatek wszystkie części mojego ciała opanował ból. Przekręcam klucz w drzwiach, by otworzyć je. Wchodzę do środka i z powrotem je zamykam, by żaden nieproszony gość nie wszedł tutaj. Bezsilnie wchodzę do salonu. Klucze odkładam na stolik, torebkę na kanapę. Bezwładnie opadam na nią. Układam się wygodnie, prostuję zmęczone nogi, pod głowę kładę niewielką, brązową poduszkę. Sięgam po pilot, by włączyć telewizor. W telewizji leci akurat jakiś program dokumentalny o zebrach. Nie mam ochoty na przełączanie i szukanie jakiegoś programu, więc zostaję przy zebrach. W pewnej chwili do moich uszu dociera dźwięk mojego telefonu. Nawet moje uszy są zmęczone, bo denerwuje mnie ten okropny dźwięk. Nieco poddenerwowana podnoszę się, aby sięgnąć torebkę. Wyjmuję z niej dzwoniący przedmiot. Ku mojemu zaskoczeniu dzwoni do mnie Will. Mam odebrać to połączenie? Nie mam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Nie dam się już więcej omamić żadnemu mężczyźnie. Wykorzystał mnie, a teraz ma jeszcze czelność, by dzwonić do mnie. Bez najmniejszego zastanowienia naciskam czerwoną słuchawkę, po czym blokuję jego kontakt, aby już więcej nie udało mu się do mnie dodzwonić. Momentalnie w moich oczach pojawiają się łzy, jednak z trudnością powstrzymuję je. Nie chcę płakać z powodu jakiegoś mężczyzny. Nigdy nie chciałam, by to oni byli moim powodem do płaczu, czy słabości. Nigdy nie chciałam być wobec nich bezsilna. Nigdy nie chciałam, żeby jakikolwiek z nich mnie wykorzystał do własnych celów. Zawsze próbowałam sobie z tym jakoś radzić, ale do tej pory. Teraz, tak jakby, jestem na siebie zła za to, co między nami zaszło. Jestem zła z powodu mojej naiwności, którą on wykorzystał. Zachowałam się, jak nastolatka, która zrobi wszystko, by tylko chłopak pozostał przy niej. Najbardziej powinnam winić siebie, bo zaufałam komuś, kogo znam zaledwie kilka tygodni. Czuję, jak moje powieki stają się coraz cięższe. Nie mam już siły, by próbować je utrzymywać. Z ostatek sił, jakie mi jeszcze zostały, idę do sypialni. Kładę się na wygodnym łóżku oraz przykrywam ciało kołdrą. Nie mam ochoty, żeby rozebrać się, więc zasypiam w ubraniach.
Z mojego snu, który ma dodać mi więcej sił, wybudza mnie mój dzwoniący po raz kolejny telefon. Wydaję z siebie pomruki niezadowolenia i zakładam na głowę poduszkę. Bardziej chowam się pod przyjemną kołdrą. Komuś wyraźnie zależy na tej rozmowie, bo wciąż próbuje się dodzwonić. Niechętnie wstaję z łóżka i idę do salonu po telefon. Biorę go do rąk, by sprawdzić, kto dzwoni. Tą natrętną osobą okazuje się Harry. Jest 22:30, a on dzwoni do mnie? Jeśli ma do mnie jakąś sprawę, to odpada
- Halo? - naciskam zieloną słuchawkę, a telefon przyciskam do ucha, żeby móc w pełni słyszeć jego głos. Czemu musiał mnie budzić o tej porze? Nie mam żadnego zamiaru jechać do biura, bo on o czymś zapomniał, albo chce coś ode mnie w firmie
- Mercedes? - mówi dość niewyraźnie, jakby jest pijany, pół przytomny - Obudziłem cię? - mamrocze cicho pod nosem, jąka się
- Harry? Wszystko w porządku? - pytam zaspanym głosem, musi być mocno pijany, skoro dzwoni o tej porze do mnie. W dodatku nie brzmi, jak on. Zwykle mówi pewnym siebie, męskim głosem, nie jąka się, tylko mówi wyraźnie
- Tak, w porządku. - zapewnia mnie. Czuję, że wcale nie jest z nim dobrze. Musiał sporo wypić, inaczej mówiłby normalnie
- Piłeś coś? Jesteś pijany? - ze zdenerwowania siadam na kanapę. Na pewno coś się z nim dzieje. W pewnej chwili niespodziewanie rozłącza się - Harry? - cholera. Z pewnością może zrobić sobie coś pod wpływem alkoholu. Na pewno jest pijany. Być może niedługo wcale nieprzytomny. Muszę jechać do niego, aby sprawdzić, czy wszystko na pewno w porządku. Nie wydaje mi się, żeby to była prawda o stanie jego trzeźwości. Sen odstawiam na bok. Miałabym wyrzuty sumienia, że nie pomogłam mu, gdy tego potrzebował. Gdybym teraz nie pojechała do niego, to być może jutro w gazetach pojawiłaby się informacja o jego zwłokach znalezionych w jego własnym apartamencie. Nie chcę mieć go na sumieniu.
Zdenerwowana biegnę do jego mieszkania. Mogę nie zdążyć na czas. Pukam do drzwi. Tak, na pewno mi otworzy, skoro pewnie ledwo trzyma się na nogach. Bez namysłu otwieram drzwi, które są otwarte. Ten kretyn ich nie zamknął? Wchodzę do środka, do salonu. Widzę go całkowicie pijanego leżącego na kanapie. W dłoniach trzyma butelkę czerwonego wina, z której upija kilka większych łyków. Ma na sobie tylko spodnie od garnituru oraz całkowicie rozpiętą, białą koszulę. Podchodzę do niego. Kiedy tylko zauważa mnie na jego twarzy pojawia się zadziorny uśmiech. Patrzy na mnie wzrokiem pełnym pożądania, palcami jeździ po dolnej wardze. Pochylam się nad nim, by zabrać mu wino z jego rąk i odstawić na stolik, aby nie mógł dosięgnąć
- Harry, co ty ze sobą zrobiłeś? - pytam zawiedziona jego zachowaniem, jednak on nie odpowiada. Jest prawie nieprzytomny. Chcę wyrwać od niego butelkę, jednak on łapie za mój nadgarstek i przyciąga mocno do siebie w skutek czego upadam na niego. Leżę na nim okrakiem, opieram się łokciami o kanapę. Jego dłonie wędrują na moje pośladki, delikatnie je ściska i masuje
- Jednak przyszłaś. - czuć od niego mocną woń alkoholu. Patrzymy na siebie w podobny sposób, jak za poprzednim pocałunkiem
- Dlaczego napiłeś się prawie do nieprzytomności. - pytam szeptem. W tej chwili mogę przysiąc, że przez jego oczy dostaję ciarek. Piękny, zielony kolor. Nie są podobne do tych, które nosi biznesmen bez uczuć, tylko mężczyzna godny miłości
- Miałem wypić tylko jednego. - przez jego dotyk na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Moje usta chcą go pocałować, jednak umysł mi na to nie pozwala. Nie mogę tego zrobić, jednak uczucie jest silniejsze ode mnie. Wzrok kieruję na jego pełne, malinowe usta. Uśmiecha się. Ponownie patrzę w oczy, przez co tracę głos i dech w piersiach. Są jeszcze piękniejsze, niż przed chwilą. Iskrzą namiętnością. Mimowolnie zbliżam się do niego. To właśnie jego spojrzenie przyciąga mnie do niego. Czuję jego oddech na swojej skórze, przez co zdaję sobie sprawę z tego, że nasze twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów. Mój oddech przyspiesza, gdy przybliżam się do niego. Myśl, że to niedobry pomysł powstrzymują mnie. Samo muśnięcie wystarczyło, bym zapragnęła więcej. Potrzebuję swojej dawki tego narkotyku, jakim są jego usta. Są miękkie, w dodatku ciepłe. Moje dłonie kierują się do jego szyi. Przyciągam do siebie, opieramy się o swoje czoła. Harry jest bardziej niecierpliwy, bo zasysa moją dolną wargę. To wystarczyło, by zabrakło mi tchu. Czuję mocny smak alkoholu, jednak nie przeszkadza mi to. Przesunął ręce na moje plecy i przyciągnął mnie do siebie, tak, że nasze klatki podnoszą się i opadają szybko przy sobie. Wślizgnął się językiem do moich ust. Nogi robią się, jak z waty. Jego ruchy odbierają mi moją siłę. Ten pocałunek jest milion razy lepszy, wszystkich od poprzednich. Palcami przesuwa się po skórze na udach, robi małe kółka. Z każdą chwilą moje podniecenie wzrasta. Pociągnęłam lekko za jego włosy, a on w odpowiedzi cicho jęknął. Cudowny dźwięk. Powoli odrywam się od niego. Obydwoje ciężko oddychamy. Kąciki jego ust wędrują ku górze tworząc uśmiech. To nie był czuły i niewinny pocałunek. To było coś zupełnie innego. Wypuściłam całe powietrze z płuc powodując ciche jęknięcie. Czuję wybrzuszenie pojawiające się w jego spodniach, cholera
- To było idealne, Mercedes. - cmoka mnie ostatni raz, zanim siadam na nim okrakiem, by zwiększyć dystans między nami. Cholera, sama go pocałowałam, chociaż nie powinnam. To nie może tak wyglądać. Łączy nas tylko i wyłącznie praca
- Powinieneś się położyć spać. - wstaję z niego. Muszę zaprowadzić go do jego sypialni. Biorę go pod pachę i pomagam iść. Ledwo trzyma się na nogach przez alkohol w jego żyłach. W sypialni posłusznie kładzie się na łóżku, a ja siadam obok niego
- Pomogłabyś mi się rozebrać? - patrzę na niego zdziwionym wzrokiem
- Nie możesz iść spać w ubraniach? - kiwa przecząco głową. Ledwo utrzymuje powieki, które chcą całkowicie opaść - Dobranoc. - mówię, zanim całkowicie odpływa do krainy snów. Cholera, dlaczego go pocałowałam? Musimy się od siebie oddalić. Muszę być od niego, jak najdalej, bo jeśli ktoś zauważy nasze relacje, to będziemy mieli kłopoty. Nie chcę żadnego skandalu ze mną w roli głównej. Harry na pewno też tego nie chce. Musimy się oddalić, zająć pracą. Pod wpływem mojego zmęczenia czuję, że również powoli zasypiam. Powieki samodzielnie zamykają się.
 
 
__________________________________
 
Muszę powiedzieć, że nad tym rozdziałem posiedziałam bardzo długo i raczej podoba mi się :)
Jeśli macie jakieś pytania odnośnie rozdziałów, bohaterów, to piszcie śmiało, postaram się na nie odpowiedzieć :)

czwartek, 7 sierpnia 2014

18. Nieoczekiwana wiadomość.

- Jak to go zwolniłeś?! - wykrzyczałam wściekła i jednocześnie zdezorientowana. Z mojego ciała momentalnie uleciało całe ciepło. Serce mocno bije, jakby próbuje rozerwać mi klatkę piersiową, a oddech gardło. Zwolnił go, tak po prostu go zwolnił - Dlaczego?!
- Za bardzo przeszkadzał mi. Na dodatek przespał się z tobą. - odwrócił się w moją stronę. Dłonie wciąż ma splecione z tyłu za plecami, stoi w lekkim rozkroku, głowę ma dość wysoko uniesioną, patrzy na mnie poważnym i dumnym spojrzeniem. - Myślałaś, że o niczym się nie dowiem? Wszystko, co tutaj się dzieje nie umknie mi. Zawsze dowiem się wszystkiego, czego tylko chcę.
- Skąd wiesz o tym? Przecież nikt o tym nie wiedział, oprócz nas. - moje rozdrażnienie skacze na wyższy poziom. Zwolnił go tylko dlatego, że spałam z nim? Wiedziałam, że będą z tego kłopoty, ale nie przyszło mi nawet do głowy, że zwolni go za takie coś
- Czemu to zrobiłeś? Przecież to nasze prywatne sprawy, a Will nie powinien zostać za to zwolniony. - nie mogę w to uwierzyć, słowa z trudem wydostają się w ust. Szok, który teraz przeżywam powoduje moje zakłopotanie, brak możliwości poprawnego wysłowienia się. Zwolnił go tylko dlatego, że między nami zaiskrzyło coś. Nie chciał, żeby mu przeszkadzał. Co on sobie myśli? Że może bezkarnie wszystkich zwalniać? Will był świetnym pracownikiem, na dodatek świetnie dogadywał się z innymi pracownikami
- Mówiłem ci już, że skoro ja nie mogę cię mieć, nikt nie będzie cię miał. Doskonale wiesz, jak bardzo działał mi na nerwy. Wczoraj odrobinę zaszaleliście, więc dzisiaj spotykacie cię z konsekwencjami. Myślałaś, że jestem na tyle głupi? Mam to, czego chcę, więc przygotuj się na to, że kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy ty sama będziesz mnie błagała o to, bym pieprzył cię którejś nocy.
- Nigdy taki dzień nie nadejdzie. Nie jestem taka głupia, jak pozostałe twoje asystentki. Zwalniałeś je, bo co? Były takie trudne, jak ja? Nie chciały być tobie posłuszne? Posłuchaj mnie uważnie, nigdy nie będę twoja, nawet, jeśli miałabym stracić tutaj pracę, nie ulegnę ci. Zachodzę ci za skórę? To przygotuj się na prawdziwą wojnę. Nigdy mnie nie dostaniesz. - mówię poważnym tonem
- Skarbie, której części mojej wypowiedzi nie zrozumiałaś? Będziesz moja, to tylko kwestia czasu, kiedy wskoczysz mi do łóżka.
- Chcesz mnie mieć, tak? Otrząśnij się z tego snu, bo może przerodzić się w koszmar, z którego nie będziesz mógł się wybudzić. - obydwoje atakujemy się morderczymi spojrzeniami, gdybyśmy umieli zabijać nimi, to obydwoje leżelibyśmy w kałużach krwi - Gdzie on teraz jest? Muszę, a nawet chcę z nim o tym porozmawiać. - zaprzecza lekkim ruchem głowy, zbliża się do mnie bliżej
- Masz zakaz zbliżania się do niego, on również. Nie będziesz z nim rozmawiała, ani kontaktowała się. Will nie zbliży się do ciebie, bo mam na niego odpowiedni haczyk. - marszczę brwi nie wiedząc o czym on mówi - Will ma interesy, o których nikomu nie mówił. O wszystkim wiedziałem tylko ja, więc jeśli ktoś dowiedziałby się o tym, to Will z pewnością otrzymałby niemałe kłopoty.
- Nie wierzę ci. Will jest dobrym człowiekiem, któremu nigdy nie dorośniesz do pięt. - z jego ust wydobywa się cichy chichot
- Poprawka, skarbie. To on nigdy nie dorośnie mi do pięt. Zobacz, co ja mam, a co on ma. Jestem od niego po prostu lepszy.
- Nie tylko pieniądze się liczą, ani biuro, czy wysoka pozycja. Liczą się też uczucia, sposób, w jaki traktuje się drugą osobę. W porównaniu do niego, ty nie masz nic. Jesteś tylko bogatym biznesmenem, którego nie obchodzą inni ludzie. - przechyla głowę lekko w prawą stronę, splata ręce z przodu na piersi i podchodzi jeszcze bliżej mnie, nasze klatki piersiowe dzielą centymetry
- Wiesz, liczą się na dla mnie też inni ludzie, bo inaczej bym im nie pomagał. Dlaczego przychodzą tutaj codziennie? Bo ufają mi i dzięki mnie dzisiaj mają dach nad głową. Nie znasz mnie jeszcze na tyle, by mówić, że nie mam uczuć. Doskonale wiem, że pieniądze to nie wszystko, ale czy dla ciebie też nie są wszystkim? Gdyby nie ja, dzisiaj byłabyś nikim. W żadnej firmie w Londynie nie dostałabyś takiego dobrego doświadczenia, niż tutaj. Zawdzięczasz mi wszystko, co dzisiaj masz, więc nie mów tak.
- Właśnie, że nie. To nie prawda. - do moich oczu napływają słone łzy - Ty mi tylko pomogłeś, bo wszystko inne osiągnęłam sama. Sama zdobyłam wykształcenie i spotkanie z tobą. Wiesz, jak trudno było się z tobą spotkać? Długo czekałam na to. Zawsze słyszałam, że nigdy nie masz czasu, jednak na pewno miałeś. - mój głos załamuje się, zaczynam drżeć, moje palce u rąk są strasznie zimne - Na pewno miałeś czas, żeby spotkać się ze mną, jednak inni mówili mi nie. Starałam się o to spotkanie bardziej, niż ci się wydaje. - pierwsze łzy spływają po moich policzkach - Nie mów, że wszystko, co mam, zawdzięczam tobie. Podchodzi do mnie na tyle, że nasze klatki piersiowe niemal stykają się. Teraz patrzy na mnie bardziej spokojniejszym wzrokiem, jakby cała złość uleciała z niego, gdy tylko zobaczył zbierające się w moich oczach łzy, które z trudem powstrzymuję, jednak ma kamienną twarz, ale przynajmniej bardziej spokojną. Unosi jedną dłoń do mojej twarzy, kciukiem delikatnie ociera łzy z policzków
- Nigdy nie chciałbym, żebyś przeze mnie płakała, więc nie rób tego. - odchylam nieco głowę, by oddalić od siebie jego dłoń
- Nigdy nie mów, że wszystko, co dzisiaj mam, zawdzięczam tylko tobie. To wszystko osiągnęłam sama. Nie masz żadnego prawa poniżać mnie w ten sposób. Wszystko osiągnęłam sama. - mój głos jest załamany, z trudem mówię jakiekolwiek słowo - Dlaczego zwolniłeś go? Przecież to moja wina. To ja pobiegłam wtedy do niego, chciał, żebym udowodniła, że mi na nim zależy i zrobiłam to.
- Zależy ci na nim wystarczająco, żeby przespać się z nim? Gdyby mu na tobie naprawdę zależało, to nie wywierałyby na tobie takiej presji. Wykorzystał to, że ufasz mu. Wykorzystał cię, a ty jesteś tym uczuciem zaślepiona. - kiwam przecząco głową
- Nie, to nie prawda. Nie wykorzystał mnie. - po policzkach swobodnie płyną łzy, których nie mogę powstrzymać, nawet nie chcę
- Okłamujesz samą siebie. - wzrok spuszczam na podłogę, byleby nie patrzeć w jego oczy - Jesteś tym uczuciem zaślepiona.
- Nie, chciał się upewnić, że zależy mu na nim i ufam mu. Nie wykorzystał mnie. - dlaczego tak się czuję? Czuję się wykorzystana, bezmyślnie oddałam mu swoje ciało, by tylko przekonać się, że chciał mnie wykorzystać? To przez niego tak się czuję? Może on ma rację? Byłam zbyt zaślepiona uczuciem do niego, by zauważyć to, co robi. Mama mówiła prawdę, miłość nie istnieje
- Zrobił to. Wykorzystał cię. - nie kontroluję swojego ciała, przybliżam się do niego i przytulam. On obejmuje moje ciało, jedną dłoń trzyma na mojej głowie, lekko ją głaszcze, a drugą delikatnie masuje plecy, by dodać mi odrobinę otuchy. Jego dotyk jest czymś w stylu tabletek na uspokojenie. Daje mi pewność, że nie jestem w tej sytuacji sama - Nie martw się. Zapomnisz o nim. - gdyby Will naprawdę darzył mnie uczuciem, to nie wystawiłby mnie na próbę? Nie sprawdzałby mojego zaufania do niego? Wykorzystał to, że byłam zaślepiona uczuciem do niego. Kolejny dowód na to, że miłość nie istnieje i nie jest mi wcale potrzebna
- Dlaczego uświadamiasz mi do dopiero teraz? Nie czułabym się przynajmniej tak bardzo oszukana. Gdybyś powiedział to wcześniej, to może uniknęłabym tego. Czuję się z tym okropnie. Wykorzystana, naiwna. - cicho szlocham, jednak oddalam się od niego, staję w jego pobliżu, chociaż na tyle daleko, żeby dzieliła nas większa przestrzeń, niż zaledwie kilka milimetrów
Mężczyzna wchodzi do biura. Rozgląda się po budynku dumny z jego właściciela. Uśmiech gości na jego twarzy na myśl, że niedługo znów go spotka. Jest ubrany w czarny, dobrze dopasowany, drogi, czarny garnitur. Dumnie kroczy przez korytarz. Kiedy zbliża się do odpowiedniego pomieszczenia, poprawia swój garnitur, po czym bez pukania wchodzi do środka
Nagle ktoś z impetem otwiera drzwi i wchodzi do środka. Nasze oczy od razu są zwrócone na osobę, które je otworzyła. Do środka wchodzi jakiś mężczyzna. Brunet, ciemne oczy, na twarzy gości kilkudniowy zarost, około 40. lat. ma na sobie garnitur. Dłonie ma splecione z tyłu za plecami, stoi dumnie, jak przystało na biznesmena. Poważnym wzrokiem patrzy na Harry'ego
- Pan Styles we własnej osobie. - męski, lekko zachrypnięty głos wydostaje się z jego gardła. Harry odkręca się w jego stronę i podchodzi do niego, a ja staję z boku. Nie mam pojęcia, kto to jest? Stają bliżej siebie na tyle, by mierzyć się ze sobą nawzajem
- Tony Styles we własnej osobie. - odpowiada zwracając się do niego równie poważnym tonem, obydwoje uśmiechają się z charakterystycznym westchnieniem. Ich spojrzenie łagodnieją, przybierają swobodniejszą postawę, a uśmiechy powiększają się
- Witaj synu, miło cię znów widzieć. - witają się w męski sposób poprzez przytulenie. Uśmiechają się, są szczęśliwi, jakby nie widzieli się przez dobre kilka tygodni. Wzrok pana Styles'a w pewnej chwili zostaje skierowany na mnie. Kiedy tylko zauważa moją osobę, od razu odpycha od siebie Harry'ego, po czym podchodzi do mnie - Witaj, nazywam się Tony Styles. Ojciec Harry'ego.
- Witam, nazywam się Mercedes Williams. - uśmiecha się przyjacielsko, chwyta moją dłoń w swoją i całuje jej wewnętrzną stronę
- Pani jest jego .. - zanim dokańcza przerywam mu. Nie chcę, by pomyślał, że jestem jego partnerką, albo coś w tym stylu
- Jestem jego asystentką. - wydaje się, że jest tylko i wyłącznie mną zainteresowany, a o Harry'm dawno zapomniał
- Czym zawdzięczamy twoją obecność? - wtrąca się głośniejszym odchrząknięciem, pan Styles odkręca się w jego kierunku
- Praca powstrzymuje nas od wspólnego spędzenia czasu. Biurem trzeba zarządzać, a tylko doświadczeni mogą to robić, takim biurem, jak to, łatwo jest zarządzać, więc na pewno dasz radę się wyrwać. - obydwoje splatają ręce na piersi, przymrużają lekko oczy, przechylają głowy w prawą stronę. Wyglądają, jak przyjaciele, którzy zamierzają się patyczkować tylko dla żartów
- Stawiasz mi wyzwanie? - obydwoje uśmiechają się w dość przyjazny, ale zaczepny, zabawny sposób
- Chętnie ośmieszę cię. - mierzą się nawzajem poważniejszym spojrzeniem, czy oni na pewno żartują, czy chcą się zabić?
- Przyjmuję wyzwanie. - w pewnej chwili wybuchają śmiechem. Odkręcają się i idą w kierunku drzwi. Nie wiem, co mam robić
- Proszę pana. - Harry odwraca się w moją stronę, patrzy na mnie przez chwilę, jakby nad czymś się zastanawia
- Możesz wziąć sobie przerwę. - skinęłam głową w odpowiedzi na jego słowa. Obydwoje wychodzą z gabinetu. Nie mając zbytnio sama, co robić decyduję się na wyjście do Tori. Mogę w spokoju z nią porozmawiać, wyżalić się. Z pewnością mnie zrozumie. Na pewno pomoże mi, albo doradzi. Dostałam kosza, przyda mi się czyjaś kobieca obecność. Z nią zawsze mogę porozmawiać. Biorę swoją torebkę z kanapy i zakładam ją na ramie. Wychodzę z pomieszczenia, po czym kieruję się do biurowej restauracji. Z tego, co wiem, to Tori ma przerwę. Jestem ciekawa, gdzie mógł wyjechać Will? Czy wysłał go gdzieś? Może wyjechał za granicę, zmienił pracę? Szczerze mówiąc, nie mam żadnego pojęcia. Jednakże nie powinno mnie to już interesować. Harry uświadomił mi bardzo ważną rzecz. Wystawił moje uczucia na próbę, gdyby tak nie było, to z pewnością nie kazałby mi udowadniać tego. Dałam się wykorzystać. Czuję się oszukana, przez to, co między nami zaszło. Byłam głupia, że dałam się mu omamić. Dałam się po prostu wykorzystać. Z jednej strony Harry wyświadczył mi przysługę. Uświadomił mi to, kim tak naprawdę jest Will, gdyby nie on, to pewnie nadal byłabym w przekonaniu, że Will czuje do mnie cokolwiek. Kolejny dowód na to, że miłość nie istnieje, przynajmniej nie dla mnie. Moim zdaniem te uczucie jest często mylone z przyzwyczajeniem. Przyzwyczajamy się do niektórych osób i po pewnym czasie nie odróżniamy tych uczuć. Zauroczenie często też jest mylne z miłością. Gdybyśmy kochali, to pewnie rzucilibyśmy wszystko dla tej jedynej osoby, na której nam zależy. Pchnęłam duże, szklane drzwi, by dostać się do środka. Zauważam Tori siedzącą przy stoliku, przy oknie. Bez zastanowienia podchodzę do niej i siadam na krześle obok brunetki
- Cześć, Tori. - witam się z nią ciepłym uśmiechem, ona unosi na mnie wzrok, na jej twarzy od razu pojawia się szczery uśmiech
- Cześć, Mercedes. Masz przerwę? - kiwam głową w odpowiedzi. Torebkę kładę na stoliku obok. Tori patrzy na mnie nieco zdziwionym wzrokiem - Mercedes, czy ty płakałaś? - dotykam swoich policzków, by zorientować się, że są ciepłe i pozostały na nich wyschnięte łzy - Stało się coś? Pan Styles zwolnił cię, albo zrobił ci coś? - na jej twarzy momentalnie pojawia się troska
- Nie, pan Styles nic mi nie zrobił, ani nie zwolnił mnie. Po prostu zostałam wykorzystana. - wypuszczam całe powietrze z płuc
- Przez kogo? - marszczy brwi, opiera się obydwoma łokciami o blat niewielkiego stolika, zaczyna w skupieniu przyglądać się mi
- Przez Will'a. - jest zdziwiona moją odpowiedzią. Nic nie mówi, dając mi znak, abym kontynuowała - Wczoraj nieco pokłócił się ze Styles'em. To dość skomplikowane, bym teraz ci to tłumaczyła. Will chciał, żebym udowodniła mu, że zależy mi na nim i przespaliśmy się. Z niewiadomych przyczyn Styles dowiedział się o tym i zwolnił Will'a. - jest zszokowana moimi słowami, jednak jeszcze nie przerywa mi - Na dodatek Styles uświadomił mi, że gdyby Will czuły coś do mnie, to nie wystawiłby mojego uczucia na próbę. - Tori zasłoniła dłonią usta, na samo to doświadczenie w moich oczach pojawiają się okropne łzy, które próbuję zatrzymać
- Nie podejrzewałabym Will'a o to. - zacisnęłam usta w cienką kreseczkę, skinęłam głową - Musisz czuć się okropnie.
- Zgadza się. Nigdy nie pomyślałabym o tym, że wykorzysta mnie. - wzdycham cicho. Chciałabym, żeby to nigdy się nie zdarzyło
- Pan Styles powiedział ci to? - przechyla głowę lekko w prawą stronę - Dlaczego? Przecież to nie jego sprawa.
- Pokłóciliśmy się, że nie powinnam romansować z żadnym z pracowników. Mówiłam, że Will na pewno czuje coś do mnie, i że zależy mu na mnie. Powiedział, że gdyby czuł coś do mnie, to nie wystawiłby mnie na próbę. - wzruszam ramionami
- Wiesz, pan Styles chyba nie powinien się tym interesować. To są wasze prywatne sprawy. - w pewnej chwili z mojej torebki zaczyna wydobywać się dźwięk mojego telefonu, który informuje mnie, że ktoś dzwoni. Wyciągam go z niej. Dzwoni do mnie Harry. Bez zastanowienia odbieram, bo może mieć do mnie jakąś ważną sprawę, a nie chcę mieć kłopotów za to, że nie odebrałam
- Halo? - naciskam na zieloną słuchawkę, przykładam telefon do ucha, by dobrze go słyszeć
- Mercedes? - do moich uszu dociera jego zachrypniętym, męski głos - Mogłabyś przyjść do mnie? Mam do ciebie dość nietypową sprawę. Przyjdź do wieżowca na ulicy Belvedere Road xx. Numer pokoju to xxx. Oczekuję cię za pół godziny.
- Dobrze, zaraz wychodzę z biura. - rozłączam połączenie, telefon chowam do torebki - Przepraszam, ale muszę iść załatwić ważną sprawę. Do zobaczenia. - żegnam się z nią, po czym wychodzę z restauracji.




______________________________________

Cieszę się, że nie muszę się prosić o komentarze i pod ostatnim postem było ich bardzo dużo :)
Z każdym rozdziałem jest was coraz więcej! :D

sobota, 2 sierpnia 2014

17. Cios poniżej pasa.

Zdenerwowana oraz nieco przerażona wchodzę do biura. Obawiam się tego, co może się stać. To, co zdarzyło się wczoraj nie może wyjść na światło dzienne. Jeżeli Styles dowie się o tym, będę miała kłopoty. Nie cierpi Will'a, a nawet nienawidzi, więc jestem pewna, że urządzi jakąś niemałą awanturę, gdy tylko ta wiadomość dotrze do niego, wścieknie się. Obawiam się tego, ponieważ niejednokrotnie doświadczyłam jego złości wobec mnie. Potrafi być niezwykle przerażający, jednak też czasami niezwykle uroczy, kiedy tylko się postara. W tej chwili nie rozumiem samej siebie. Moje zachowanie dziwi mnie, jednocześnie zaskakuje. Jeszcze niedawno mówiłam, jak bardzo go nie ciepię, teraz mówię, że jest pociągający i seksowny. Nie mam żadnego wytłumaczenia, żeby jakoś to wyjaśnić, albo co najmniej spróbować wyjaśnić. Spójrzmy prawdzie w oczy, niejedna pracująca tutaj kobieta jest w nim zadurzona. Jednakże ja uważam tylko, że jest pociągający. Nie lecę na niego przy pierwszej okazji, ani nie mam zamiaru się z nim spotykać. To, co nas łączy to tylko praca, więc trzymajmy się tego i pilnujmy tego, jak oczka w głowie. Nie mogę wzbudzać żadnych podejrzeń swoim zachowaniem, bo zobaczy, że coś ze mną jest nie tak, albo coś się stało poważnego. Wystarczy, że będę unikała jego wzroku, a wszystko powinno być dobrze, przynajmniej tak mi się wydaje. Muszę zachowywać się naturalnie i spokojnie, nie mogę wzbudzać podejrzeń. Drzwi windy otworzyły się, a ja weszłam do środka. Przywitałam się z Tori, po czym szybkim krokiem podeszłam do drzwi od gabinetu. Nacisnęłam na klamkę, a drzwi ustąpiły, bym weszła do środka. Harry stoi oparty o swoje biurko, w dłoniach trzyma jakieś dokumenty. Jest nimi zbyt zajęty, że nie zauważył, że weszłam do środka
- Dzień dobry. - ustałam niedaleko niego, wzrok mam spuszczony na podłogę, unikam jego wzroku, by nie wzbudzać podejrzeń
- Dzień dobry, Mercedes. - jego ton jest dość spokojny, wydaje się, jakby noc spędził w ciszy i spokoju podczas snu, by następnego dnia ponownie wrócić do pracy i pomagać innym ludziom. To, co robi jest wspaniałe, jednak wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Jestem ciekawa, jak on to wszystko wytrzymuje? Ufa mu wiele ludzi, którzy liczą na niego. Na pewno nie chce nikogo zawieść, zostawić. Na pewno jest dobrym człowiekiem, jednak ukrywa to pod maską biznesmena. Jest niezwykle dobry w tym, co robi. Szczerze mówiąc, to podziwiam go i jego zaangażowanie w stosunku do pracy - Dzisiaj popracujemy trochę razem. - wciąż nie patrzę na niego. Nie chcę, by wykrył z moich oczu zakłopotanie, które pewnie niedługo mnie zdradzi - Musimy uporządkować wszystkie dokumenty w sprawach spotkań biznesowych. Jest tego dużo, więc lepiej bierzmy się do pracy. - skinęłam głową. Harry obszedł biurko i usiadł na swoim fotelu. Chcę usiąść na swoim krześle przed jego biurkiem, jednak on ma inne plany wobec miejsca mojego spoczynku - Nie, nie. Dzisiaj usiądziesz obok mnie. - wstał z fotela, wziął do rąk krzesło i postawił bardzo blisko swojego miejsca. Cholera, jak mam unikać jego wzroku, skoro będę siedziała bardzo blisko niego? To niemożliwe do zrobienia. Jednak pozostaje jeszcze kwestia mojej wiary. Na pewno dam sobie radę. Niejednokrotnie unikałam jego wzroku, więc teraz też mi się uda, ale skąd mam mieć pewność, że nie będzie mi się przypatrywał, albo doprowadzi do tego, bym patrzyła na niego? Nie mogę wzbudzać podejrzeń, a to bardzo trudne, kiedy siedzi się bardzo blisko osoby, której chce się unikać
- Więc od czego zaczynamy? - splotłam dłonie na kolanach, rozglądam się po biurku, byleby nie spojrzeć w jego przeszywające oczy - Chciałabym zacząć i mieć to już z głowy. - w końcu odważam się, by spojrzeć na niego. Stoi nade mną ze splecionymi rękoma na piersi, na jego twarzy gości cwaniacki uśmieszek, który za chwilę może przemienić się w cichy chichot - Co? - pytam
- Odkąd weszłaś do gabinetu, ani razu na mnie nie popatrzyłaś. Stało się coś, że nie chcesz patrzeć w moje oczy? - kiwam głową
- Nie, wszystko w porządku. Możemy zabrać się do pracy. - uśmiechnęłam się, jednak pewnie nie zbyt przekonująco
- Dobrze. Tutaj są dokumenty w sprawach spotkań biznesowych. Musimy je uporządkować, bo doskonale wiesz, że niedługo wyjeżdżamy na kolejne. Musimy wszystko dokładnie omówić, bo nie chcę żadnych nieporozumień. - skinęłam głową - Spotkanie odbędzie się już za kilka dni w Manchesterze. Będzie dotyczyło umowy, którą chcemy zawrzeć. Oznacza to, że my będziemy pomagali firmie tam, a oni będą nam pomagali tutaj. To coś w rodzaju współpracy. Ludzie tam pracujący odpowiadają nam, toteż dlaczego nie mielibyśmy podjąć się tej współpracy. - wyjmuje z czarnej teczki papiery, które kładzie przede mną na biurku
- Powiesz mi, jak mam się zachowywać? Uśmiechać się, nie gadać głupot, włączać się w rozmowę, czy tylko tobie asystować?
- Najbardziej odpowiadałoby mi to, gdybyś asystowała mi, włączała się w rozmowę i przede wszystkim uśmiechała się. Chyba nie chcesz wyjść na ponurą kobietę, która z chęcią wszystkich by zabiła, prawda? - kiwam twierdząco głową na jego zdanie
- A co jeśli palnę jakąś głupotę, albo przez przypadek znów wyleję na ciebie lub na kogoś kawę? - uniosłam wzrok na niego
- Zabiłbym cię, gdybyś palnęła jakąś głupotę, albo wylała na kogoś kawę, więc lepiej nie rób tego. - uśmiechnęłam się z charakterystycznym westchnieniem - To naprawdę ważne spotkanie, a ja nie chcę, by zostało zepsute. - skinęłam głową - Może napijemy się kawy? Chyba potrzebujemy jakiegoś rozbudzenia. - kiwam głową - Poproszę Tori, żeby nam zrobiła, a ty możesz powyjmować dokumenty z teczek. - wstał ze swojego fotela i podszedł do drzwi. Otworzył je oraz wychylił się. Mój wzrok padł na jego pośladki. Są idealnie opięte przez dobrze dopasowany garnitur. Cholera, o czym ja myślę? Wyjmuję dokumenty z teczek tak, jak mi polecił. Jest tego dość sporo, więc chyba posiedzimy tutaj dłużej, niż myślałam. Na samą myśl o długiej pracy, z moich ust wydostało się głośniejsze westchnienie. Nigdy tego nie skończymy, jeśli nie weźmiemy się teraz do pracy, to będzie długi dzień
- Będzie za pięć minut, bo Tori musi zagotować wodę i jeszcze wysłać coś. - siada obok mnie na swoim czarnym fotelu
- Potrzebuję jakiegoś długopisu. - zaczynam szukać po biurku i rozglądać się za poszukiwaną przeze mnie rzeczą
- Jest w półce. - wskazuje na niewielką półkę w biurku. Bierze jedną kartkę do rąk i zaczyna ją analizować. Przychylam się w jego stronę, by dosięgnąć do szafki, z której wyjmę długopis. Jest dalej ode mnie, więc bardziej się przychylam. Otwieram ją w poszukiwaniu długopisu. Gdy moje palce znajdują go, wyciągam rękę oraz zamykam półkę - Wiesz, jeśli chciałaś być blisko niego, to wystarczyło, że ładnie poprosisz. - patrzę na niego wściekłym wzrokiem, on uśmiecha się bezczelnie i przygryza wargę
- Wiesz, nawet nie musiałabym prosić, bo nawet nie chcę. - chichocze cicho w odpowiedzi na moją wypowiedź - Mieliśmy zająć się pracą, a nie rozmawianiem o twoim narządzie schowanym w spodniach. - dogryzam mu - Od czego mamy zacząć?
- Trzeba powkładać te dokumenty o spotkaniach, które się już odbyły do odpowiednich teczek, a te, które dopiero będą do innych, oddzielnych teczek. - w pewnej chwili słychać pukanie do drzwi. To na pewno Tori z naszą kawą - Proszę! - krzyczy, by usłyszała i mogła wejść. Drzwi otwierają się, a do środka wchodzi brunetka z dwoma kubkami kawy dla naszej dwójki
- Proszę, to kawa, o którą pan prosił. - stawia przed nami dwa kubki - Wysłałam też list, o który pan prosił. - splata ręce z tyłu
- Dziękuję, możesz już wrócić do swojej pracy. - kiwa głową, odwraca się na pięcie i wychodzi z pomieszczenia. Biorę jeden z kubków do rąk, zbliżam go do ust i upijam z niego niewielki łyk gorącej kawy. Odstawiam go z powrotem na biurko. Biorę dokumenty, by uporządkować je tak, jak zalecił mi Harry - Poprosiłbym cię, żebyś zaniosła te dokumenty na niższe piętro do Sean'a Walker'a. Szybko znajdziesz jego gabinet, bo jest na drzwiach tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem. - podaje mi dwie kartki papieru. Wstaję ze swojego miejsca, po czym kieruję się do drzwi, by wyjść z gabinetu. Z dokumentami w dłoniach kieruję się na niższe piętro. Ciekawe, co co za dokumenty? Ciekawsko spoglądam na nie. Dotyczą jakiejś umowy, czy czegoś w tym rodzaju. Nic ciekawego, dla mnie. Idąc tak zauważam idącą osobą w moją stronę. Gdy zbliża się bliżej, zauważam, że to Will
- Dzień dobry, Mercedes. - od razu wita się ze mną ciepłym uśmiechem, zatrzymuję się przed nim, podobnie i on
- Dzień dobry, Will. - odpowiadam tym samym uśmiechem. Jeśli Harry zobaczy znów nas, na pewno urządzi podobną awanturę
- Fajnie było wczoraj. Jesteś naprawdę wspaniała. - na moje policzki niespodziewanie wkradają się rumieńce, które próbuję zakryć - Uwielbiam patrzeć, gdy się rumienisz. - zbliża się do mnie, by kolejny raz połączyć nasze usta w pocałunku. Jednak nasza namiętna chwila nie trwa zbyt długo, bo dochodzi do naszych uszu groźne, męskie warknięcie, doskonale wiem czyje
- Mercedes! - odwracamy się w stronę Harry'ego. Od razu napotykam jego wściekłe spojrzenie, którym atakuje najbardziej mnie. Ma naprawdę świetne wyczucie czasu - Wydaje mi się, że zleciłem ci coś. A ciebie Will, zapraszam do mojego gabinetu. - szybko odwracam się od nich i odchodzę, by wykonać jego polecenie. Jak zwykle Harry idealnie potrafi wyczuć każdy moment. Zawsze, gdy jestem z Will'em, pojawia się on. Czyżby śledzi mnie? Są tutaj jakieś ukryte kamery, przez które ma na mnie oko? Albo po prostu nie cierpi, gdy przebywam z Will'em. Dlaczego aż tak bardzo się nienawidzą? Nie mam zielonego pojęcia.
Podchodzę do gabinetu Sean'a Walker'a. Drzwi są lekko uchylone, przez co można usłyszeć rozmowę dwóch mężczyzn. Zatrzymuję się przed nimi. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale moja ciekawość zawsze ma ostatnie zdanie. To na pewno doprowadzi mnie do kłopotów, ale powiedzcie to mojemu umysłowi, który chętnie dowie się o wszystkim, co dzieje się tu
- Musimy to zrobić. Inaczej nasz plan nie pójdzie po naszej myśli. - jaki plan? O co tutaj chodzi? - Może pomóc w czymś pani? - od razu wzdrygam się ze strachu. Przede mną stoi dobrze umięśniony mężczyzna, brunet. Ręce ma splecione na piersi. Patrzy na mnie przeszywającym moje ciało wzrokiem, którym z pewnością mógłby zabijać osoby, które chcą wiedzieć zbyt dużo
- Mam dokumenty od pana Styles'a dla Sean'a Walker'a. - mówię niepewnym, zdenerwowanym i drżącym głosem
- To ja. - podaję mu dokumenty do rąk, po czym szybko odwracam się, by odejść od niego i wrócić do gabinetu. Wchodzę do windy, jednak zanim drzwi zamykają się, patrzę na niego. Patrzy na mnie podejrzanie, jakby przeczuwa, że usłyszałam wszystko
Wracam do gabinetu. Jestem ciekawa, o jaki plan chodziło. Gdybym przyszła wcześniej, to na pewno usłyszałabym. Wiem, że nie powinnam podsłuchiwać, ale to jedna z moich wad. Chciałabym wiedzieć, ale przez to pakuję się w kłopoty. Z pewnością teraz wpakowałam się w jedne. Ten mężczyzna może mnie obserwować, albo dostarczy Harry'emu tę informację, że podsłuchiwałam go. Cholera, muszę na siebie uważać. Naciskam na klamkę, by wejść do środka. Harry stoi do mnie tyłem, przodem do dużego okna
- Zbliża się moja przerwa, więc będę w biurowej restauracji, gdybyś mnie szukał. - nadal nie odkręca się w moją stronę. Dłonie ma splecione z tyłu za plecami, nogi postawione w lekkim rozkroku, dumnie patrzy w okno - Gdzie poszedł Will? - pytam
- Zwolniłem go.
 
 
 
__________________________________
 
Komentujcie! :) 
Uwielbiam czytać wasze opinie na temat rozdziałów, ogólnie bloga. Mogę teraz liczyć na opinie? :)